Przenośne głośniki to żadna nowość, ale Sonos Roam wyróżnia się mocno na tle konkurencji i jest skierowany do najbardziej wymagających użytkowników. Przez wymagających użytkowników mam tu na myśli nie tylko takich oczekujących dobrego dźwięku, ale przede wszystkim wiele udogodnień dla użytkownika i integrację z ekosystemem. Za te dodatkowe funkcje przyjdzie nam jednak zapłacić – ten niewielki głośnik kosztuje 799 zł. W tej recenzji odpowiem na pytanie, czy warto go kupić oraz kto będzie z takiego zakupu zadowolony.
Roam to najmniejszy głośnik w ofercie Sonos. W założeniu to głośnik ultramobilny, który zabieramy ze sobą zawsze gdy mamy na to ochotę. Jego rozmiar to 168 x 62 x 60 mm a waga 430 gramów. Wielkością odpowiada mniej więcej małej butelce wody mineralnej o pojemności 0,5 litra, choć jest od niej niższy. Przekrój głośnika jest trójkątny ze ściętymi narożnikami, dzięki czemu Sonos Roam nie ma tendencji do toczenia się gdy go położymy na boku. Głośnik ma dwie domyślne pozycje – pionową i poziomą – w obu przypadkach stoi na gumowym podparciu. Dzięki swojemu kształtowi dobrze leży w ręku, nie ma jednak możliwości aby go zaczepić czy zawiesić, albo przykręcić do statywu. Można go za to zmieścić w kieszeni albo w koszyku na bidon przy rowerze.
Sonos podaje, że Roam jest odporny na upadki, uszczelniony według normy IP67, co pozwala zanurzyć go w wodzie na głębokość metra, na 30 minut. Z tego względu piasek czy deszcz nie jest dla niego groźny. Tym niemniej priorytetem designu Roam niewątpliwie było, aby pasował do eleganckiego salonu. Jeśli przeturla się po kamieniach czy betonie pozostawi to na nim widoczne ślady. Jeśli planujemy używać głośnika głównie w trudnych warunkach wybrałbym model, którego cała obudowa chroniona jest gumą.
Na płaskiej powierzchni u góry głośnika umieszczone są 4 przyciski: przełącznik mikrofonu, play/pauza, zwiększa głośności i zmniejszanie głośności. Z tyłu znajduje się gniazdo USB C oraz przycisk zasilania. Ów guzik spełnia jednak aż 4 różne funkcje: włączanie/wyłączanie, usypianie/wybudzanie, przełączenie trybu łączności na Bluetooth, oraz aktywację trybu parowania. Każdy z trybów wymaga odpowiednio długiego bądź krótkiego przytrzymania, co wyklucza intuicyjną obsługę na zasadzie prób i błędów. Trzeba chociaż raz zasięgnąć informacji jak dany tryb aktywować. Pierwszy raz musiałem posiłkować się instrukcją, aby sparować Bluetooth z nowym telefonem. Rozbicie tych funkcji na więcej przycisków znacząco ułatwiłoby obsługę, choć w pewnym stopniu wpłynęłoby negatywnie na design.
W zestawie z głośnikiem znajduje się sam kabel USB C, który ma końcówkę zagiętą o 90 stopni. Pozwala to bez problemu ustawić głośnik blisko ściany, bo kabel nie wymusza dodatkowego dystansu. Nie ma jednak w pudełku ładowarki – tu możemy sięgnąć po dowolną ładowarkę z gniazdem USB A, pod warunkiem, że oferuje minimum 10W. Głośnik z samym kablem kosztuje 799 zł.
Opcjonalnie możemy dokupić dedykowaną ładowarkę za 99 zł, co moim zdaniem nie ma większego sensu. Tu jednak pojawia się jeden z elementów wyróżniających Sonos Roam – możliwość ładowania bezprzewodowego. Urządzenie możemy ładować na dowolnej ładowarce bezprzewodowej, ale możemy dokupić dedykowaną ładowarkę bezprzewodową za 199 zł, która jest idealnie dopasowana kształtem do podstawy głośnika i przyczepia się do niego magnetycznie. Jak łatwo policzyć taki zestaw będzie nas kosztował 998 zł. Wówczas głośnik może być ciągle ładowany gdy stoi w domu, ale jednym ruchem można go zabrać ze sobą, bez konieczności rozłączania jakichkolwiek kabli.
Sonos Roam jest pierwszym tak małym głośnikiem mobilnym jaki znam, który oprócz łączności przez Bluetooth łączy się także z siecią WiFi. To nie jest jedyny, ale z pewnością najistotniejszy wyróżnik tego głośnika i w znaczący sposób zmienia sposób korzystania z niego.
Telefon nie musi strumieniować muzyki bezpośrednio, on jedynie wskazuje co głośnik ma odtwarzać, a ten sięga po muzykę bezpośrednio do sieci. Oznacza to, że odtwarzanie się nie przerwie, gdy odejdziemy za daleko od głośnika albo ktoś do nas zadzwoni na telefon, którym sterujemy odtwarzaniem muzyką. Jeśli korzystamy ze Spotify głośnik automatycznie trafia na listę „Podłącz do urządzenia” i możemy sterować odtwarzaniem z każdego urządzenia, które jest w domowej sieci WiFi. Każdy kto z tego skorzystał wie jakie to wygodne. Można więc mieć Sonos Roam na stałe podłączony do zasilania, czy to za pomocą kabla USB C, czy ładowarki bezprzewodowej, na co dzień korzystać z niego jako z głośnika np. w kuchni, łazience czy pokoju dziecięcym, puszczać muzykę z dowolnego urządzenia w domu, a gdy zajdzie potrzeba zabrać go ze sobą na spacer, na działkę, na wyjazd etc. O ile głośniki mające Bluetooth poza domem obsługuje się z podobną wygodą co Sonos, o tyle w ekosystemie domowym Roam po prostu je deklasuje. Sonos jest także zgodny z AirPlay 2.
Na tym bajery się nie kończą. Oprócz wspomnianego wcześniej bezprzewodowego ładowania Sonos Roam potrafi dostosować swoje brzmienie do otoczenia w którym się znajduje za pomocą funkcji Trueplay. Za każdym razem gdy go podniesiemy i przestawimy mikrofony nasłuchują brzmienia i wprowadzają korektę, która uwzględnia warunki akustyczne. Pozwala to zachować spójne brzmienie niezależnie, czy głośnik stoi w rogu czy na środku pokoju.
Na deser pozostała integracja z ekosystemem Sonos, który od wielu lat jest synonimem jakości głośników Multiroom. Roam może być częścią tego ekosystemu jako jeden z wielu głośników. Ma też nową funkcję przekazania odtwarzania bieżącego utworu do najbliższego głośnika – jeden głośnik Sonos emituje dźwięki, drugi nasłuchuje mikrofonami i automatycznie wykrywa, który jest najbliżej i przekazuje mu odtwarzanie. Tego jednak nie miałem jak sprawdzić, bo mam u siebie jedynie pojedynczy egzemplarz testowy głośnika Sonos. Nie zabrakło też możliwości sparowania 2 głośników Roam, aby mogły grać stereo.
W tym wszystkim zabrakło jedynie kompatybilności wstecznej ze starymi standardami, takimi jak możliwość podłączenia po kablu za pomocą mini jack albo odtwarzania wprost z karty pamięci. Wcale mnie to jednak nie dziwi, Sonos Roam ma być stylowy i nowoczesny, a dla głośnika mobilnego takie rzeczy są passé.
Uzupełnieniem dla tych funkcji jest aplikacja Sonos, która pozwala w łatwy sposób skonfigurować głośnik lub dodać go do istniejącego ekosystemu. W aplikacji sprawdzimy procent naładowania baterii, zaktualizujemy firmware, ustawimy budzik w głośniku, a także za pomocą korektora wyregulujemy basy i tony wysokie, dzięki czemu bez względu na źródło dźwięku korekcja dźwięku będzie nałożona. Możliwe jest także uruchomienie jednego z asystentów głosowych: Alexa bądź Asystenta Google.
Pewną niedogodnością może być natomiast to, że aby głośnik uaktywnić trzeba zrobić to za pomocą aplikacji i połączyć się z WiFi, a więc założyć konto i być w zasięgu sieci domowej.
Przechodzimy do części najważniejszej, choć akurat w Sonos Roam bardziej niż w przypadku innych głośników brzmienie jest tylko jednym z wielu elementów, bo jak widać powyżej nacisk na rozmaite inteligentne funkcje jest duży.
Sonos Roam ma bogaty i zrównoważony dźwięk. Jak na swoje niewielkie rozmiary zaskakuje całkiem porządnym basem, ale to co go bardziej wyróżnia na tle konkurencji to szczegółowe brzmienie, którego wspomniany bas nie zdusza i nie dominuje. Całość brzmi dobrze, naturalnie i choć dobrze brzmiących głośników mobilnych jest na rynku coraz więcej, to Sonos Roam wciąż znajduje się w wąskim gronie elity, zwłaszcza jeśli porównamy go z innymi równie małymi głośnikami. Dopasowanie dźwięku do otoczenia za pomocą Trueplay daje zauważalne efekty, choć wprowadzone zmiany nie zawsze są łatwe do wychwycenia – wiele zależy od otoczenia.
Nie można jednak zapominać, że bez względu na rozmaite cuda przetwarzania dźwięku, rozmiar jest dla głośnika istotnym parametrem określającym jego możliwości. Więc z jednej strony małe głośniki brzmią dziś lepiej niż kiedykolwiek wcześniej i Roam jest tutaj świetnym przykładem przesuwania tej granicy coraz dalej, ale z drugiej strony jeśli w tej cenie wybierzmy głośnik pozbawiony bajerów, ale większy i cięższy, to mamy dużą szansę na to, że jego brzmienie będzie mocniejsze i pełniejsze od Roam. Mam tu na myśli fakt, że to wciąż będzie musiał być dobry głośnik, a nie przypadkowy wybór, ale korzyść z rozmiaru będzie oczywista, nawet wśród innych głośników od Sonos. Duży może więcej i nie ma się co oszukiwać, że w przypadku głośników może być inaczej.
Producent deklaruje 10 godzin odtwarzania muzyki przy umiarkowanej głośności. Przy maksymalnej głośności ten czas ulegnie skróceniu. To wynik przeciętny i nie brakuje głośników mobilnych działających nawet dwukrotnie dłużej. Zwykle jest to jednak kosztem większego rozmiaru i wagi takiego głośnika. Doceniam także możliwość ładowania przez najpopularniejszy kabel USB C - całe szczęście nie mamy tu do czynienia z zasilaczem z własnym standardem wtyczki, czy z przestarzałym micro USB. Trzeba jednak pamiętać, że w zestawie jest tylko kabel bez ładowarki, a ładowarka bezprzewodowa kosztuje dodatkowo 199 zł do i tak drogiego głośnika.
Na Sonos Roam można spojrzeć na dwa sposoby. Pierwszy z nich to cały pakiet możliwości jakie oferuje głośnik poza swoją podstawową funkcją czyli odtwarzaniem muzyki. Już samo łączenie się do WiFi mocno wyróżnia Sonos Roam na rynku w tym segmencie. Jeśli dodamy do tego ładowanie bezprzewodowe, automatyczne dostosowanie brzmienia do otoczenia, cały ekosystem głośników Sonos i działanie w Multiroom, to szybko okaże się, że Roam nie ma w ogóle bezpośredniej konkurencji – jest unikalny. Jeśli user experience jest dla nas istotny i doceniamy cały zestaw możliwości dopracowany niczym u Apple, to Sonos Roam okaże się świetnym wyborem, a jeśli korzystamy już z ekosystemu Sonos trudno rozważać jakikolwiek inny głośnik tego typu od innego producenta. Sama możliwość bezprzewodowego ładowania i odtwarzania przez WiFi czyni ten głośnik super wygodnym w użyciu – przejścia od trybu stacjonarnego w domu do zabrania głośnika ze sobą na spacer nie da się bardziej uprościć.
Jeśli natomiast interesuje nas wyłącznie samo brzmienie i będziemy korzystać z tego głośnika głównie przez Bluetooth, a więc nie bierzemy pod uwagę praktycznie nic z tego co ten głośnik wyróżnia, to szybko okaże się, że na tle konkurencji jest po prostu drogi i samo brzmienie bez dodatków tej ceny nie uzasadnia. Jeśli dodatkowo możemy zdecydować się na zakup większego głośnika, to wówczas Roam nie ma już żadnej mocnej karty przetargowej. Ale to trochę tak jakby porównywać dwumiejscowy samochód sportowy do zwykłego samochodu kombi pod względem możliwości transportu dużej ilości bagaży – wiadomo, że droższy, szybszy i w sumie pod każdym względem ciekawszy samochód sportowy przegra, bo ignorujemy wszystkie jego cechy szczególne. Tak jest właśnie z Sonos Roam – on jest dla tych, którzy docenią poza dobrym brzmieniem jego dodatkowe funkcje, bo inaczej okaże się zakupem mało opłacalnym.