Od kilku już lat premiera nowych iPhonów ma ten sam scenariusz. Apple organizuje prezentację (od 2 lat online), na której podkreśla nowości w swoich nowych modelach. Po kalifornijskim evencie w internecie pojawia się milion artykułów i komentarzy, że to nie są żadne nowości i Android ma to od lat. Tydzień później rozpoczyna się globalna przedsprzedaż. Po kilkudziesięciu minutach okazuje się, że terminy dostaw wydłużają się do kilku tygodni, co oznacza, że cała pierwsza partia sprzedała się na pniu. Tak było i w tym roku po premierze iPhona 13. Mi udało się go zamówić trochę po znajomości w sieci Orange, bo tylko przez chwilowe problemy z płatnością kartą w internecie termin dostawy w sklepie internetowym Apple wydłużył się aż do połowy października. Takiego prawdziwego szaleństwa z zamawianiem kolejnych wersji iPhona nie zrozumie zapewne większość użytkowników telefonów komórkowych. Można to porównać jednak do tego, co kręci fanów butów sportowych, rowerów szosowych, audiofili, czy np. fanów smart home. Według portalu the Verge, jest grupa osób, klientów, użytkowników smartfonów dla których ważny jest szczegół, drobna zmiana. iPhone 13 Pro Max to właśnie kilka drobnych zmian, nieznacznych innowacji. Teoretycznie nie powinni go więc kupować użytkownicy modelu 12 Pro Max, ale zapewne część z nich już rozpakowała dziś rano swoje nowe trzynastki. Ja ich rozumiem ;-)
Nowy iPhone 13 Pro Max wygląda identycznie jak model z zeszłego roku. Gdy położymy je obok siebie to dostrzeżemy, że wyspa z kamerami jest jeszcze większa i bardziej wystaje z obudowy. W moim przypadku radykalnie zmienił się także kolor – z niebieskiego na niebieski ;-) Nowy Sierra Blue jest jaśniejszy od Pacific Blue z zeszłego roku. Telefon jest tak samo doskonale wykonany, zastosowane materiały to najwyższej jakości szkło i stal. Ekran jest chroniony szkłem nazwanym przez Apple tak jak rok wcześniej – Ceramic Shield. Wersja Pro Max jest bardzo ciężka – waży 240g (rok wcześniej 228 g).
iPhone 13 Pro Max ma taki sam rozmiar wyświetlacza jak zeszłoroczny model, czyli 6.7 cala. Wersja 11 Pro Max miała ekran minimalnie mniejszy – 6.5 calowy. Od 2 lat ekran ten jest opisywany jako Super Retina XDR, ale w tym roku pojawił się kolejny człon, który znamy już z iPada Pro. Jest to ProMotion, czyli odświeżanie dynamiczne do 120 Hz. Ekran OLED ma też nieco większą jasność (1000 nitów w porównaniu do 800 z zeszłego roku) oraz węższy notch, który nadal jest ogromny. Rozdzielczość pozostała bez zmian – to 2778x1284 pikseli (458 ppi). Ekran w iPhonie nadal pozostaje jednym z najlepszych ekranów w smartfonach – sprawdza się w dowolnych warunkach, nawet przy bardzo ostrym świetle słonecznym. Samo odświeżanie 120 Hz nie robi wielkiej różnicy (ale można ją dostrzec), bo sam system, procesor i inne komponenty zapewniały już wcześniej dużą płynność.
Nowy iPhone jest wyposażony w procesor A15 Bionic. Ma on być jeszcze szybszy od wersji A14, ale w codziennym użytkowaniu nie da się tego łatwo ocenić i porównać. W benchmarkach rzeczywiście nowy procek pobił kolejne rekordy, ale do tego Apple zdążyło nas już przyzwyczaić. Procesor ma 6 rdzeni – tyle co w zeszłym roku. Jednostka GPU ma o jeden rdzeń więcej (teraz 5). Z nowości w konfiguracji pojawił się dual eSIM – to wbrew pozorom bardzo ważna usługa dla osób, które dużo podróżują. Do tej pory jedna z zestawu dual SIM musiała być kartą fizyczną. Reszta zaimplementowanych technologii to znane już z modelu 12 Pro Max 5G, WiFi 6, Bluetooth 5.0 oraz chip Ultra Wideband.
iOS 15 był zapowiadany już w czerwcu. Wraz z premierą serii 13 został udostępniony prawie wszystkim użytkownikom iPhonów, bo w teorii działa nawet na iPhonie 6s. Nowości w systemie jest wiele, ale raczej są to drobne modyfikacje przydatne grupom użytkowników, a nie rewolucyjne zmiany dla wszystkich. Część z nich na razie będzie dostępna tylko dla Amerykanów (prawo jazdy w aplikacji Wallet). Wszyscy dostrzeżemy natomiast inny wygląd powiadomień, zmienioną aplikację pogody, w kamerze usługę Live Text do OCR oraz lepsze zabezpieczenie informacji o naszym IP przy korzystaniu z maila. Duże zmiany są także w natywnej przeglądarce. Za nasz spokój odpowiada teraz funkcja Focus, która konfiguruje powiadomienia w zależności od miejsca i czasu. Przez FaceTime od teraz możemy rozmawiać także z użytkownikami Androida i Windowsa – musimy im tylko wysłać specjalne zaproszenie do rozmowy.
W nowych kamerach rewolucji także nie znajdziemy. Tak jak w zeszłym roku mamy zestaw 3 kamer 12 MP (tele, wide i ultra wide). Wyspa z kamerami, jak i same obiektywy są większe. Obiektyw tele jest teraz ciemniejszy, bo powiększa 3X (rok temu 2X). Różnica w jasności jest spora, bo teraz jest to f/2.8, a rok wcześniej f/2.2 - optyki się jednak nie oszuka. Główny aparat jest minimalnie jaśniejszy (1.5 vs 1.6). Znacznie jaśniejsza jest kamera ultra wide – nastąpił skok z 2.4 do jasnego 1.8. Tak jak w zeszłym roku nasze zdjęcia możemy zapisywać w formacie ProRAW. Nowością są natomiast style fotograficzne, czyli nasze własne „presety” ustawień. Pozwala to na wykonywanie wszystkich zdjęć iPhonem w naszym własnym, ulubionym, wypracowanym stylu. Wydaje się jednak, że z tej funkcji skorzysta promil największych fanów mobilnej fotografii. Apple idzie drogą Google i zaczyna komplikować aplikację aparatu, a to właśnie jej prostota plus jakość zdjęć była do tej pory największą przewagą iPhonów. Nowością, która mi się bardzo podoba jest prawdziwy tryb makro, który pozwala wykonywać fotki z naprawdę niewielkiej odległości. To oczywiście znamy już z flagowych Androidów, ale dla tegorocznego iPhone to jedna z bardziej przydatnych nowych funkcji.
Przednia kamera się nie zmieniła – nadal ma 12 MP i światło 2.2. Podobnie jak w zestawie z tyłu znajdziemy w niej nowe funkcje: Photographic Styles, zapis w ProRes i Cinematic Mode.
Jeśli chodzi o jakość zdjęć to jak zwykle jest bardzo dobrze – zarówno w dzień, jak i w nocy. iPhone zachwyca kolorami, szczegółami, działaniem HDR. Zawodzi natomiast tryb portret, przy którym Apple chyba coś „grzebało” przy okazji wdrażania trybu Cinematic Mode dla wideo.
W przypadku wideo również jest bardzo dobrze (i też jak zwykle). iPhone nadal wygrywa z konkurencją cudownie działającą stabilizacją, płynnością nagrań i świetnie działającym HDR (Dolby Vision). Wyjątkiem jest nowy tryb Cinematic Mode, z którego nagrania FULL HD wyglądają sztucznie. Niedługo w iPhonach ma pojawić się także format zapisu ProRes, ale na razie ten format nie jest jeszcze dostępny.
13 pro Max używam dopiero od piątku – nie da się w tym czasie sprawdzić obietnicy Apple, że nowa seria ma dłużej działać na baterii i to pomimo tego, że ma szybszy procesor i odświeżanie ekranu do 120 Hz. Po naładowaniu telefonu po zakupie w piątek działał do niedzieli rano - był bardzo "dociążony", ale też przez około kilkadziesiąt minut ładowany przez słabą ładowarkę w samochodzie podczas korzystania z przewodowego CarPlay.
Na pewno można mieć pretensje do Apple, że na razie nie próbuje w żaden sposób konkurować z Chińczykami w szybkim ładowaniu. Nasz testowy Xiaomi ma ładowarkę 120W. Taki zasilacz ładuje 11T Pro w 17 minut. Nowy iPhone po pierwsze nie ma żadnej ładowarki w komplecie. Samodzielnie możemy dokupić sobie „szybką ładowarkę” o mocy 20W. Ładowanie bezprzewodowe ma moc od 7.5 do 15W. Trzeba jednak podkreślić to, że jeśli szukamy smartfona z bardzo dobrą baterią to iPhone 12 Pro Max lub najnowszy 13 Pro Max będą doskonałym wyborem.
iPhone 13 Pro Max to chyba nadal najlepszy flagowy smartfon. Wygrywa dzięki temu, że iOS>Android. System mobilny Apple jest bardziej dojrzały, rozbudowany, bezpieczny i dopieszczony. Tworzy lepszy ekosystem. Lepiej działa na nim chmura, płatności, kopiowanie itd. Bardziej stabilne i dopracowane są aplikacje firm trzecich. Aktualizacje systemu otrzymują także smartfony sprzed kilku lat. Natomiast sam 13 Pro Max na pewno nie jest żadną rewolucją. Ma szybszy procesor, trochę lepsze kamery, dłużej działa bateria (to jeszcze dokładnie sprawdzimy), a ekran ma wyższe odświeżanie. iOS 15 ma kilka nowych ciekawych funkcji, ale otrzymały je także poprzednie modele. Nowy iPhone 13 nadal dobrze wygląda, robi świetne zdjęcia i nadal nagrywa genialne filmy. Oczywiście ma swoje wady: wolno się ładuje, jest ogromny i ciężki, nie ma USB-C, ma duży notch, nie ma takiego teleobiektywu jak nasze ulubione Ultry Xiaomi i Samsunga. No i nadal kosztuje maksymalnie dużo. Bilans jest jednak jednoznaczny – warto go kupić, gdy smartfon jest dla nas bardzo ważny i oczywiście dysponujemy wolnymi środkami na jego zakup. Gdy tych środków nie mamy to pozostają raty w sieci Orange ;-)