Jakiś czas temu Xiaomi przywróciło do życia swój brand POCO. Idea tanich ale bardzo wydajnych smartfonów została nie wiedzieć czemu zarzucona po Poco F1 z 2018 r., ale widać konkurencja ze strony coraz bardziej ekspansywnych chińskich firm zmusiła Xiaomi do powrotu do starego pomysłu. I to powrotu ze wszech miar udanego. Model F2 Pro podgryzający najdroższe smartfony jest świetnym urządzeniem, tańszy X3 NFC atakujący średnią półkę jest równie udany. Xiaomi poszło więc za ciosem i pokazało najtańszy w swoim portfolio POCO M3 który ma zaspokoić wymagania najmniej wymagających użytkowników. Za wersję 4/64 musimy zapłacić 649 zł, 4/128 to wydatek 799 zł. Jednak sztuka połączenia wydajności, która jest zapisana w DNA marki z niską ceną nie jest sztuką prostą. Poświęcić też trzeba inne rzeczy, jak choćby jakość wykonania albo optykę. Zobaczmy więc w jakich dziedzinach POCO wyszło obronną ręką, a gdzie poległo.
POCO M3 jest urządzeniem wzbudzającym zainteresowanie. Wymyślić coś ciekawego i jednocześnie taniego w produkcji to spore wyzwanie, a tu udało się to wręcz wzorowo. W tym przypadku chodzi o plastikowe plecki, które fakturą przypominają skórę. Po pierwsze wygląda to oryginalnie i ładnie, zwłaszcza w żółtej wersji. Po drugie pozwala to utrzymać w granicach rozsądku wagę – pomimo gigantycznej 6000 mAh baterii i sporych rozmiarów (162.3 x 77.3 x 9.6 mm) wynosi ona jedynie 198 g. Po trzecie chwyt urządzenia jest pewny, a jeśli nam upadnie, tył się nie zbije. Najwięcej kontrowersji wzbudza wyspa z aparatami, która sama w sobie nie jest wielka, ale zintegrowano ją z przebiegającą przez całą szerokość telefonu plastikową wstawką z wielkim napisem POCO. Uroda takiego rozwiązania jest kwestią dyskusyjną, w każdym razie z daleka widać jakiej marki mamy telefon i nie pomylimy go z żadnym innym. Producent dorzuca do pudełka silikonowe etui, które przy tej budowie urządzenia nie jest jednak wcale konieczne.
Plastikowo/skórzany tył płynnie przechodzi w ramę do której dolepiony jest ekran, zabezpieczony na krawędziach plastikiem. Wygląda to ciekawie, choć może nieco „oldskulowo”. Na dolnej, płaskiej krawędzi mamy USB-C i jeden z dwóch głośników, drugi jest zintegrowany z głośnikiem do rozmów i oba tworzą rzadko spotykaną w tej klasie urządzeń, nieźle grającą parę stereo. Na prawym boku jest czytnik linii papilarnych zintegrowany z przyciskiem do włączania. Jest stale aktywny, więc nie trzeba go wciskać, wystarczy przyłożenie palca by odblokować smartfon. Tyle, że jest on również dość ślamazarny i palec trzeba przytrzymać zdecydowanie dłużej niż w przypadku innych urządzeń. Tuż nad nim jest jeden długi i przyjemnie klikający przycisk do regulacji głośności. Na górze mamy diodę na podczerwień i wejście mini-jack na słuchawki. Na lewym boku jest tacka na dwie karty SIM plus dodatkowo na kartę pamięci.
W sumie budowa jest ciekawa i zasługuje na słowa uznania.
Wyświetlacz ma przekątną 6.53 cala, rozdzielczość FHD+, 1080 x 2340 pikseli, 395 ppi i proporcje 19.5:9. Wykonano go w technologii IPS LCD i zabezpieczono szkłem Corning Gorilla Glass 3. Jasność maksymalna wynosi 400 nitów i jest to moje główne zastrzeżenie dotyczące ekranu. Po prostu niezależnie od warunków był zdecydowanie za ciemny i sytuację ratowało zazwyczaj dopiero ręczne przesunięcie suwaka na maksymalną jasność. Tyle, że na dworze przy pełnym słońcu i tak było to za mało. W sumie zaleta była tylko jedna – przeglądanie treści w całkowitej ciemności było w miarę komfortowe, bo telefon nie wypalał oczu. Jednak ogólny bilans zysków i strat moim zdaniem wychodził na minus. W ustawieniach możemy co prawda aktywować „tryb słoneczny”, ale wtedy musimy zrezygnować z automatycznej regulacji jasności. Mamy też tryb nocny oraz sporo ustawień kolorystyki: kolory automatyczne, nasycone i standardowe oraz ich temperaturę: domyślną, ciepłą chłodną i własne ustawienia. Degradacja kolorów pod kątem jest dość duża. Nie ma też możliwości wyboru szybkości odświeżania ekranu, do dyspozycji mamy jedynie standardowe 60 Hz. Wyświetlacz pokryto powłoką oleofobową, więc zbiera on odciski palców w sposób umiarkowany, kamerkę do selfie umieszczono w sporych rozmiarów notchu. Telefon można wybudzić i wygasić dwukrotnym stuknięciem w ekran. Nie mamy niestety diody powiadomień ani informacji wyświetlanych na wygaszonym ekranie. Telefon nie jest też wodoszczelny.
Telefon jest napędzany ośmiordzeniowym Snapdragonem 662 (4x2.0 GHz Kryo 260 Gold; 4x1.8 GHz Kryo 260 Silver) z układem graficznym Adreno 610. Do dyspozycji mamy 4 GB RAM, pamięć wbudowana to 64 bądź 128 GB z UFS 2.1 bądź 2.2 w zależności od wersji, jest możliwość rozszerzenia jej kartą. W AnTuTu Benchmark telefon osiągnął 185073 pkt. co daje mu 87 pozycję w rankingu. W codziennym zastosowaniu M3 spełnia swoją rolę, czyli spokojnie można przeglądać na nim internet, bardzo przyjemnie konsumować treści multimedialne dzięki głośnikom stereo, ale jednak o jakiejkolwiek super szybkości nie możemy nawet marzyć. Oczywiście z jednej strony to telefon tani, więc trudno od niego oczekiwać wydajności na poziomie flagowców. Z drugiej strony marka POCO jednak zobowiązuje i wypadałoby by telefon przynajmniej nie był gorszy od konkurencji w tym przedziale cenowym. Ja jednak miałem wrażenie, że przycięć, gubienia klatek czy dłuższych chwil zastanowienia przed wykonaniem jakiegoś polecenia było w tym urządzeniu zbyt dużo. Nie pomogła też ostatnia poprawka oprogramowania, która miała zwiększyć płynność działania. Nawet w stajni Xiaomi możemy znaleźć urządzenia tańsze, może nie najnowsze, ale działające po prostu lepiej. Telefon daje sobie jednak radę z grami – PUBG nie jest jakimś wyzwaniem, choć oczywiście od czasu do czasu zdarzają się przycięcia animacji.
Telefon nie ma najmniejszych problemów z nawigacją, sygnał łapany jest szybko i utrzymywany stabilnie. W urządzeniu nie znajdziemy jednak modułu NFC, więc nie zapłacimy nim zbliżeniowo – dla wielu osób może to być dość duży brak. Jakość rozmów głosowych jest bez zastrzeżeń.
Pakiet komunikacyjny obejmuje: LTE, dwuzakresowe WiFi, Bluetooth 5.0. Lokalizacja jest realizowana za pomocą: A-GPS, GLONASS, BDS. Zestaw czujników obejmuje: akcelerometr, zbliżeniowy, światła, magnetometr, żyroskop, grawitacyjny, czytnik linii papilarnych.
Oprogramowanie to Android 10 z nakładką MIUI (dla POCO) w wersji 12. Nakładka jest ładna, czytelna, z ciemnym motywem i przewijaną pionowo podstroną z aplikacjami. Tą z kolei można przewijać poziomo, a aplikacje mamy wtedy ułożone tematycznie – komunikacja, rozrywka, fotografia, narzędzia, zakupy, finanse i biznes, wiadomości, lifestyle. Jest klonowanie aplikacji, tryb firmowy, strefa gier.
Zestaw kamer obejmuje trzy obiektywy z tyłu:
Z przodu mamy: 8 MP, f/2.1, 1/4.0", 1.12µm.
W aplikacji są tryby: PRO, Wideo, Zdjęcie, Portret, Noc, 48 MP, Krótkie wideo, Panorama, Dokumenty, Zwolnione tempo i Tryb poklatkowy. Możemy przenosić funkcje z zakładki Więcej na belkę nad spustem migawki. Na górze mamy Ustawienia, gdzie znajdziemy też nie wiedzieć czemu tryb Makro oraz rozmycie tła, filtry, AI, flesz oraz HDR. Przy tym ostatnim warto się zatrzymać na chwilę. Sam tryb działa dobrze, ale niestety po wyjściu z aplikacji natywnie wyłącza się. Żeby to zmienić, musimy: 1. Uruchomić aparat; 2. wejść w ustawienia; 3. aktywować opcję „zapisz poprzedni tryb”; 4. włączyć HDR w aparacie. W ten sposób będziemy mieli zawsze włączony automatyczny HDR.
Sama jakość zdjęć jest adekwatna do ceny urządzenia. Przy dobrym słońcu zrobimy bardzo ładnie wyglądającą fotografię z przyjemnymi dla oka, choć czasem dość mocno podkręconymi zwłaszcza przy aktywnym AI, kolorami. Rozpiętość tonalna mogłaby być nieco lepsza, bo trafiały mi się zdjęcia z przepalonym tłem. Autofocus też nie należy do najszybszych, miewa problemy ze złapaniem ostrości w trybie portretowym. Maksymalne przybliżenie wynosi 8x, ale wszystko powyżej 2x nie jest najwyższych lotów i do jako takich efektów potrzebujemy dużo światła. Za to tryb nocny pozytywnie zaskakuje, zdjęcia są ładnie wyostrzone i delikatnie rozjaśnione. Kamerka do selfie jest ok.
Wideo nagramy w rozdzielczościach FHD i HD z przodu i z tyłu. Szczegółowość jest dobra, ale stabilizacja już nie i lepiej nagrywać filmy stojąc niż chodząc. Dźwięk zbierany jest dobrze.
Bateria ma 6000 mAh pojemności. To starczało mi zazwyczaj na dwa bądź trzy dni przy 7 do 10 godzinach pracy na włączonym ekranie. Ładowarka z zestawu ma 18W, naładowanie do pełna trwa około 2h. Telefonem naładujemy też inne urządzenia, ale nie obsługuje on ładowania indukcyjnego.
Wyprawa marki, która za główny cel stawia sobie wydajność, w rejony tanich smartfonów już z samego założenia jest wyprawą trudną. To próba połączenia ognia z wodą, która jest raczej skazana na niepowodzenie. Jeśli więc ktoś spodziewa się super wydajnego telefonu za małe pieniądze, będzie zawiedziony. Osobiście dziwię się trochę zastosowaniu procesora firmy Qualcomm, bo akurat w tej półce procesory MediaTek bywają bardziej wydajne i być może końcowy efekt byłby lepszy. Jeśli jednak zapomnimy na chwilę, że chodzi o POCO i odłożymy na bok wydajność, to okaże się że w gruncie rzeczy jest to całkiem przyzwoity telefon, który przypadnie do gustu mniej wymagającym użytkownikom. Jego główne zalety to ciekawa budowa, głośniki stereo, ładne zdjęcia i długi czas pracy na jednym ładowaniu. Wady to brak NFC, średniej jakości ekran i działanie – z jednej strony akceptowalne w tej klasie, ale z drugiej zupełnie nie przystające do marki POCO.