Komisja Europejska grozi Polsce i dziewięciu innym państwom członkowskim, że pozwie je do unijnego sądu za opóźnianie liberalizacji rynku telekomunikacyjnego. Pierwszy etap procedury sądowej oznacza, że do stolic został wysłany list z ostrzeżeniem. Jeżeli po upływie kilku miesięcy państwa te nadal nie wdrożą dyrektyw, Komisja może je pozwać do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Polska znalazła się na cenzurowanym w UE z wielu powodów. Jedną z najważniejszych kwestii jest prawo do zachowania numeru w przypadku zmiany operatora. W Polsce prawo to jest martwe, bo parlament nie wskazał w ustawie Prawo telekomunikacyjne, jak to dokładnie ma wyglądać, zaś Ministerstwo Infrastruktury oraz Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty twierdzą, że nie mają kompetencji, by narzucić je operatorom. Co prawda, operatorzy komórkowi zgodzili się w końcu zaoferować takie udogodnienia klientom, ale dopiero od października, zaś sieci stacjonarne - od nowego roku.
Komisja zwraca też uwagę na niefortunne tłumaczenie słowa "użytkownik" w polskim prawie. Wpisano potoczne określenie "abonent", co powoduje, że część klientów, którzy np. korzystają z telefonów na kartę i nie są abonentami, została pozbawiona licznych udogodnień.
Mocno dostało się nam za opóźnienia we wprowadzaniu specjalnego darmowego numeru ratunkowego 112 (za jego pośrednictwem w UE wzywa się pogotowie, policję czy straż pożarną). W Polsce wciąż nie można się nań dodzwonić z telefonów stacjonarnych. Niedawno minister spraw wewnętrznych i administracji Ryszard Kalisz zapewniał, że do końca sierpnia możliwość tę zyskają wszyscy klienci sieci telefonicznych. System ten będzie wciąż jednak miał "ograniczoną funkcjonalność".