Wiele można by napisać na temat strategii firmy, która w ciągu ostatnich kilku lat wyrosła na jednego z najważniejszych graczy na mobilnym rynku. Mowa o firmie High Tech Computer, która dobrze skoordynowane działania przekłuła w międzynarodowy sukces. Od pewnego jednak czasu widoczna jest pewna tendencja, którą niektórzy nazwą brakiem pomysłu na nowe produkty. Należy zauważyć, że sporo nowych produktów w gamie HTC pod względem wyposażenia oraz możliwości pokrywa się ze sobą. Czy to faktycznie oznacza, że na Tajwanie po okresie wytężonej pracy przyszedł czas na odcinanie kuponów? A może wymagania klientów pomimo, że tak różne skłaniają do budowania szerokiego wachlarza łudząco podobnych urządzeń? Zwróćmy uwagę, że pierwsze androidowe urządzenie, czyli HTC Dream zarówno stylistycznie jak też sprzętowo nie było trendsetterem. Prosta koncepcja sprawdzona w okienkowych produktach nie została przyjęta z ogromnym entuzjazmem. Ten fakt prawdopodobnie zaważył na późniejszej polityce firmy, która jak ognia unikała sprzętowych klawiatur w modelach z „robotem”. Z porażki (lub raczej z umiarkowanego sukcesu) HTC Dream wnioski wyciągnęła konkurencja, której udało się z powodzeniem wprowadzić na rynek chociażby Motorolę Milestone. Tym razem to Tajwańczycy postanowili przejąć inicjatywę i przygotować godnego następcę Dream – model Desire Z. Wiele atrybutów nowego modelu może trafiać w gusta bardzo wymagających użytkowników – czyżby więc to smartfon idealny?
Zestaw
Nie wiem jak wygląda pudełko, w którym opakowany jest Desire Z w sprzedaży rynkowej, natomiast to co otrzymałem do testów redakcyjnych zaskoczyło mnie bardzo miło. Małe pudełko kartonowe utrzymane w jasnej, prawie białej kolorystyce z nadrukowaną wstążką to bardzo ładny element, szczególnie jeśli ktoś zamierza obdarować drugą osobą tym urządzeniem. Co otrzymujemy w zestawie? Telefon, ładowarkę, kabelek synchronizacyjny oraz słuchawki (których ja niestety nie miałem okazji przetestować). Jednym słowem standard.
Pierwsze spotkanie
Na początku chciałem zaznaczyć, że nazywanie Desire Z następcą Dream jest mocno na wyrost. Urządzenie to należy do rodziny modeli Desire i z Dream posiada jedynie wspólną koncepcję klawiaturowego urządzenia z Androidem. Jaki jest Desire Z na pierwszy rzut oka? Inny, a jednak taki sam. Inny dlatego, że bardziej kanciaste kształty, mniej zaokrąglone detale odróżniają go od „zwykłego” Desire. Z drugiej strony podobne przetłoczenia na obudowie i kolorystyka nie pozwalają zapomnieć o poprzednich modelach. No właśnie – kolorystyka. Czy naprawdę tak trudno zrobić coś innego niż szaro-szarą obudowę do telefonu? Niby kwestia gustu, ale szara obudowa już się mocno opatrzyła.
„Z” z zewnątrz
Jak już napisałem w akapicie wcześniej, Desire Z kształtem różni się od pierwszego Desire. Mniej obłości, brak wygiętego, charakterystycznego podbródka to tylko niektóre z detali, które odróżniają poszczególne modele. Ogólnie koncepcja budowy Desire Z jest podobna jak większości nowych smartfonów tego typu – duża, płaska powierzchnia ekranu oraz znikoma liczba przycisków sprzętowych. Nowa koncepcja rodziny Desire to rezygnacja z podbródka, bardziej kanciaste kształty i mniejsza powierzchnia przeznaczona na przyciski. Brak też obecnych w poprzednim modelu przycisków (zastąpiono je przyciskami dotykowymi znajdującymi się tuż pod ekranem). Urządzenie może się podobać, kanciaste kształty zmieniają dotychczasowy trend w linii androidowych modeli HTC. Tuż nad ekranem znajduje się logo producenta oraz wycięcie na głośnik z ukrytą diodą. Pod ekranem, w czarnej obwódce umieszczono przyciski dotykowe home, menu, cofnij oraz wyszukiwania. Centralne miejsce w dolnej części panelu czołowego zajmuje touchpad optyczny w miejsce optycznego przycisku nawigacyjnego zastosowanego w poprzednim Desire.
Lewa część urządzenia kryje w sobie przyciski głośności oraz złącze ładowania/synchronizacyjne microUSB.
Z prawej strony mamy przycisk wyzwalania aparatu fotograficznego oraz suwak zamykania pokrywy akumulatora. Mnie osobiście cieszy zastosowane rozwiązanie blokowania pokrywy baterii suwakiem – jego głębokie umiejscowienie w obudowie zapobiega niespodziewanemu otworzeniu pokrywy. Jednocześnie pokrywa akumulatora nie jest demontowana siłowo, jak ma to miejsce w wielu smartfonach, również tych z logo HTC.
Górna część standardowo już kryje przycisk włączania zamieszczony w prawej części oraz złącze słuchawkowe 3.5mm.
Od spodu Desire Z nie zaskakuje. Oryginalnie wkomponowana pokrywa akumulatora wykonana z aluminium z wytłoczonym logo producenta to detal rozjaśniający nudną kolorystykę obudowy. Oprócz tego tylna pokrywa kryje w sobie obiektyw kamery z okienkiem na diodę LED pełniącą rolę lampy flash.
Desire Z mierzy 119 mm wysokości, 60.4 mm szerokości i 14.19 mm grubości ważąc przy tym całe 180g, co jest odczuwalne po wzięciu urządzenia do ręki. Po wysunięciu klawiatury grubość urządzenia zmniejsza się nieznacznie. Lansowana jako najcieńszy smartfon z klawiaturą Motorola Milestone jest cieńsza od testowanego modelu o całe 0.49 mm. Porównując oba urządzenia jest to wielkość ledwie zauważalna.
Klawiatura
Jak już wspominałem HTC zdecydowało się na powrót do klawiaturowego smartfonu opartego o system Android. Na całe szczęście, dlatego, że wprowadza to pewne urozmaicenie nudnej wręcz gamy modeli. Skupmy się jednak na samej klawiaturze. HTC zastosowało znany z okienkowych modeli rodzaj klawiatury ukrywanej pod urządzeniem. To rozwiązanie ma jedną zasadniczą wadę – aby skorzystać z klawiatury trzeba obrócić urządzenie o 90 stopni i wysunąć (lub też rozłożyć jak ma to miejsce w przypadku testowanego Desire) panel z przyciskami. Niezaprzeczalną zaletą tego typu rozwiązań jest wygoda pisania – nieporównywalnie wyższa niż w przypadku któregokolwiek modelu z klawiaturą kciukową.
HTC wyposażyło Desire Z w czterorzędową klawiaturę rozłożoną równomiernie na prawie całej szerokości urządzenia. Dzięki rozmieszczeniu przycisków na prawie całej szerokości klawiatura jest bardzo przyjemna w obsłudze. Przyciski wykonane zostały z miękkiego gumowego materiału z wyciętymi znacznikami do podświetlenia. Zestaw przycisków pozbawiony został klawiszy nawigacyjnych – tę rolę pełni optyczny trackpad.
Warto zauważyć, że z obu stron klawiatury umieszczono przyciski FN oraz Shift, którymi zmieniamy funkcje poszczególnych klawiszy. Centralne miejsce w dolnym rzędzie zajmuje spacja, która szerokością dorównuje trzem standardowym klawiszom. W dolnym rzędzie znalazły się dwa programowalne przyciski funkcyjne, do których możliwe jest przypisanie skrótów lub aplikacji.
Kilka słów na temat wykonania klawiatury oraz samego jej rozkładania - o ile przyciski jak również i płytę klawiatury wykonano z dobrej jakości materiału o tyle sam mechanizm rozkładania klawiatury jest kontrowersyjny. Już samo rozłożenie klawiatury może sprawić trudność. Nie wystarczy po prostu przesunąć części ekranowej w odpowiednią stronę, ale przesuwając należy również delikatnie podnieść panel ekranu. Sprawne rozkładanie klawiatury z pewnością wymaga przyzwyczajenia.
Ekran został zamontowany na dwóch ruchomych pałąkach, które trzymają łączą panel ekranu z panelem klawiatury w czterech miejscach. Oprócz tego podczas rozkładania klawiatury dobrze widoczna jest taśma komunikacyjna, co szczerze mówiąc mnie osobiście martwi. Pałąki mocujące wydają się być wykonane z solidnego tworzywa, jednak ich trwałość trudno ocenić w trakcie ponad tygodniowego testu.
Podsumowując kwestię klawiatury – HTC zdecydowało się na ciekawe rozwiązanie z klawiaturą bardzo wygodną w użyciu jednak nie najwygodniejszą w rozkładaniu.
Przewaga klawiszy nad dotykiem?
Desire Z jest pierwszym urządzeniem, z którym się spotkałem, które daje dwa pełnowartościowe warianty obsługi – dotykowy oraz przyciskowy. W kwestii możliwości obsługi ekranu dotykowego raczej nie trzeba nikomu uzmysławiać, że 3.7 calowy ekran pojemnościowy połączony z przyjemnym menu stanowi rozsądne rozwiązanie. Przy tej przekątnej ekranu uzyskano również kompromis pomiędzy wielkością a ergonomią.
Druga strona medalu to obsługa klawiszowa. I tutaj w większości nowych urządzeń na rynku zaczynają się schody. A to brak jakiegoś ważnego przycisku, a to obsługa ich jest niewygodna, a to znów jakieś inne problemy. Nie w tym przypadku. Jak wspomniałem w poprzednim akapicie pisanie na klawiaturze sprzętowej jest bardzo wygodne – wypukłe przyciski są doskonale wyczuwalne pod palcami dzięki czemu nie ma problemów z rozróżnieniem, który klawisz dotykamy w danym momencie. Co z pozostałymi przyciskami? W tym przypadku HTC sprawiło nam miłą niespodziankę. Wymieniając kolejno dostępne przyciski sprzętowe należy zacząć od przycisków do regulacji głośności, co akurat jest standardem.
Następnie do dyspozycji mamy touchpad optyczny, który zastąpił optyczny pad stosowany w poprzednich modelach. Opinie o poprzednim rozwiązaniu były podzielone. Niektórzy z utęsknieniem spoglądali na trackball z pierwszych androidowych modeli, inni znów (podobnie zresztą jak ja) uważali to za solidne, lecz wymagające dopracowania rozwiązanie. Na przejściu z trackballa na optyczny pad zyskała przede wszystkim niezawodność, straty odnotowała natomiast czułość sterowania. W obecnym przypadku zdecydowano się na rozwiązanie, które wydaje się być równowagą pomiędzy niezawodnością i wygodą pracy. Duży, wygodny touchpad charakteryzuje się wystarczającą czułością.
Miłym akcentem jest umieszczenie na obudowie przycisku wyzwalania aparatu cyfrowego. HTC najwyraźniej zrozumiało, że dodając dobrej jakości aparat trzeba również stworzyć warunki do korzystania z niego. Brak przycisku spustu migawki znacząco komplikował możliwość wygodnej obsługi aparatu. Przycisk działa dwustopniowo – delikatne wciśnięcie pozwala ustawić ostrość (automat), natomiast dociśnięcie przycisku do końca zapisuje zdjęcie w pamięci.
Niestety nie wszystko wygląda tak kolorowo jak do tej pory opisałem. Mianowicie chęć upodobnienia się do iPhone spowodował, że mamy tylko jeden przycisk na przednim panelu. Tak naprawdę tylko jeden jest widoczny, pozostałe są dotykowe i ukryte tuż pod ekranem. Niestety rozwiązanie to ma dwie wady. Pierwsza wynika z samej koncepcji przycisku dotykowego – łatwo go wywołać nieświadomie lub niechcący. Dotykowa, pojemnościowa powierzchnia ma to do siebie, że reaguje na muśnięcie dłoni. Z drugiej strony podobnie jak ekranu, również tych przycisków nie można obsługiwać w rękawiczkach. Druga bolączka zestawu podekranowych przycisków wynika z chęci zmniejszenia obwódki ekranu do minimum. Dzięki temu przyciski są małe i niewygodne w obsłudze.
Diody i podświetlenie
Dojrzałość tego modelu widoczna jest w kilku miejscach. Oprócz rozsądnej liczby przycisków sprzętowych nie zapomniano o ich odpowiednim podświetleniu. Oprócz regulowanego automatycznie (lub ręcznie w zależności od preferencji) podświetlania ekranu wszystkie przyciski podświetlono w taki sposób, aby możliwe było rozpoznanie ich funkcji. Podświetlone jest „wnętrze” każdego przycisku, a nie jego obwódka, przez co widzimy jaki konkretnie przycisk naciskamy. Oczywiście przyciski podświetlane są tylko w warunkach niedostatecznego oświetlenia zewnętrznego.
Oprócz podświetlenia przycisków chciałem poruszyć również kwestię zapomnianych dawno przez producentów diod sygnalizujących stan urządzenia. Desire Z posiada ukrytą pod siatką głośnika słuchawki diodę dwukolorową sygnalizującą stan ładowania lub oczekujące zdarzenie. Sygnalizacja jest bardzo prosta, jednak szalenia przydatna. Każde nieodebrane zdarzenie w postaci przychodzącego maila, połączenia lub SMSa jest odnotowane za pomocą mrugającej w kolorze pomarańczowym diody. Podczas ładowania dioda świeci stałym pomarańczowym światłem do momentu naładowania akumulatora, kiedy to kolor światła zmienia się na zielony.
Wyświetlacz
Ekran w tym modelu posiada, podobnie zresztą jak w zwykłym Desire przekątną 3.7 cala oraz rozdzielczość 800x480 pikseli. Według mnie (zaznaczam, że jest to moja osobista opinia) jest to wręcz idealny rozmiar wyświetlacza. W przypadku „zetki” zastosowano wyświetlacz typu SLCD, który pomimo, że charakteryzuje się równomiernym podświetleniem oraz wyrazistymi kolorami przy jednoczesnym zachowaniu dobrego kontrastu pozostawia pewien niedosyt (szczególnie przy bezpośrednim porównaniu z wyświetlaczem AMOLED lub Super AMOLED). Automatycznie regulowane podświetlenie ekranu bardzo dobrze spełnia swoja rolę – w pełnym słońcu obraz na ekranie jest nadal wyraźny, natomiast przy bardzo niskim oświetleniu otoczenia podświetlenie ekranu nie powoduje oślepienia oczu.
Ekran „zetki” prezentuje wszystkie walory ekranu pojemnościowego. Wysoka czułość na dotyk oraz brak możliwości obsługi ekranu rysikiem (oprócz specjalnych rysików przeznaczonych do ekranów pojemnościowych) to typowe cechy tego typu konstrukcji.
Wielkość ekranu powoduje, że w połączeniu z przyjemnym interfejsem HTC Sense UI obsługa dotykowa stanowi bardzo duży atut tego urządzenia. Nie ważne, czy poruszamy się po menu, czy też stukamy po klawiaturze ekranowej, w tym urządzeniu te czynności zostały opanowane wręcz do perfekcji i wykonywanie ich sprawia sporo przyjemności. Z pewnością zadowoleni będą użytkownicy urządzeń z systemem Windows Mobile.
Nie można zapominać, że mamy do czynienia z ekranem pojemnościowym, który oczywiście wykorzystuje technologię multi-touch. Możemy z niej skorzystać np. w przeglądarce internetowej lub przeglądarce zdjęć do zmniejszania/powiększania obrazu, w aplikacjach mapowych i wielu innych.
Sprzęt
Wiemy już jak prezentuje się Desire Z od zewnątrz. Czas teraz spojrzeć na techniczną stronę tego urządzenia. Nowy model nie powinien odstawać od poziomu dotychczasowego, a co więcej chyba powinien go przewyższać. Spójrzmy więc na parametry modelu „Z”. Rzut oka na pierwszą pozycję w specyfikacji i już rozczarowanie – zamiast procesora 1 GHz mamy do dyspozycji „tylko” 800 MHz. Dlaczego w momencie, gdy praktycznie wszystkie urządzenia pojawiające się na rynku mają wydajne procesory o taktowaniu najmniej 1GHz Tajwańczycy zdecydowali się na obniżenie częstotliwości? Na to pytanie postaramy się odpowiedzieć przy omawianiu wydajności urządzenia. Wspomniane CPU pochodzi z zasobów firmy Qualcomm i jest zintegrowane z odbiornikiem GPS oraz akceleratorem graficznym (GPU). CPU ma do dyspozycji 512 MB pamięci operacyjnej (RAM) oraz 1.5 GB pamięci ROM rozszerzalnej za pomocą kart pamięci microSDHC.
Za komunikację bezprzewodową odpowiadają moduły Bluetooth 2.1 wyposażony w EDR oraz WiFi b/g/n. Dla fanów rozgłośni radiowych przewidziano wbudowane radio FM.
Łączność telefoniczną zapewnia moduł GSM obsługujący połączenia transmisji danych w HSDPA/3G/EDGE/GPRS.
Producent zadbał o osoby kochające multimedia. Kamera z matrycą 5 megapikseli pozwalająca nagrywać filmy w standardzie 720p to już standard w podobnych urządzeniach. Podobnie jak obsługa standardu komunikacji DLNA, dzięki któremu możemy współdzielić zasoby multimedialne w ramach sieci domowej.
Urządzenie zasilane jest przez akumulator o pojemności 1300 mAh.
Sensoryka
Standardem są też różnego typu sensory. „Z” posiada akcelerometr oraz cyfrowy kompas. Moduły te są już standardem w urządzeniach opartych o system Android, więc obecność ich w modelu z wysokiej półki nie powinno zaskakiwać. Akcelerometr zapewnia nam automatyczną zmianę orientację ekranu w zależności od sposobu trzymania urządzenia. Z akcelerometru korzystają np. niektóre gry. Dzięki temu modułowi możemy położeniem urządzania (lub też poprzez jego zmianę) sterować grą (np. Need for Speed). W przypadku rotacji ekranu zaszła pewna zmiana, do której wrócę omawiając system Android.
Cyfrowy kompas ma troszeczkę inne zastosowanie niż wspomniany wcześniej akcelerometr. Przy pomocy tej funkcji możemy np. skorzystać z aplikacji Google SkyMap pokazującej położenie obiektów astronomicznych na niebie.
Nie zabrakło oczywiście drobiazgów znanych z pozostałych urządzeń tajwańskiego producenta. Przykładowo, aby wyciszyć dzwoniący telefon wystarczy przełożyć go na drugą stronę. To rozwiązanie pamiętamy jeszcze z czasów pierwszej edycji modelu Touch Diamond. Jeśli jednak chcemy odebrać telefon to w momencie podnoszenia słuchawki głośność dzwonka zostanie zmniejszona.
Kolejnym przydatnym gadżetem zwiększającym przyjemność pracy z urządzeniem jest czujnik światła. Zadaniem tego elementu jest pomiar natężenia światła panującego w otoczeniu urządzenia (a dokładniej padającego na czujnik). Dzięki temu możemy uzyskać automatyczną regulację siły podświetlenia ekranu. W przypadku silnego światła padającego na urządzenie (np. w pełnym słońcu) czujnik zwiększa siłę podświetlania, natomiast gdy wyciągamy telefon w pomieszczeniu natężenie podświetlenia spada. Tą opcję można wyłączyć pozostawiając podświetlenie w jednej stałej wartości. Działanie czujnika jest bardzo szybkie, zmiany wykonywane są praktycznie natychmiastowo. Na koniec warto wspomnieć, że urządzenie wygasza ekran przy podnoszeniu słuchawki podczas rozmowy.
Kamera
O ile do niedawna obserwowaliśmy wyścig rozdzielczości matryc o tyle w tej chwili można dostrzec rozwój kamer. W Desire Z mamy do czynienia z aparatem o matrycy 5 megapikseli oraz kamerą nagrywającą filmy w rozdzielczości 720p. Dodatkowym atutem kamery jest autofocus oraz możliwość przypisania do zdjęcia współrzędnych geograficznych (geotagging). Umożliwia to np. nawigację do geotagowanego zdjęcia. Zarówno aparat cyfrowy jak i kamera (nowość w Androidzie 2.2) mogą korzystać z lampy flash. Bardzo łatwo złapać ostrość, chociaż głębia kolorów pozostawia trochę do życzenia.
W czasie testów nagrywania wideo okazało się, że np. szczególnie przy wyższych prędkościach poruszania się, kamera nie nadąża rejestrować odpowiedniej liczby klatek do odzwierciedlenia prędkości.
Przykładowe zdjęcia:
Wydajność
Jak już wcześniej wspomniałem HTC przeciwstawiając się obecnej tendencji nie zastosowało w „Z” procesora 1 GHz. Być może z zamiarem zmniejszenia zapotrzebowania na energię elektryczną, a być może z powodu czystej oszczędności. Tak czy inaczej taktowanie (co niekoniecznie musi równać się wydajności) zostało zmniejszone. Jak więc wygląda kwestia wydajności „Z” w codziennej eksploatacji. Generalnie nie można narzekać. Co prawda nowa przeglądarka www miała być oparta o super szybki silnik jednak szczególnie strony wykorzystujące technologię flash działają wyraźnie wolno. Przewijanie menu jak również poruszanie się po funkcjach oprogramowania, uruchamianie programów nie sprawia „Z” najmniejszych problemów.
Do przeprowadzenia testu wydajności posłużyłem się aplikacją Quadrant Standard. Podstawowy test obejmował sprawdzenie wydajności CPU, pamięci, I/O, a także grafiki dwu- oraz trójwymiarowej. Wynik jaki uzyskał testowany egzemplarz jest wręcz oszałamiający. Pełny benchmark wykazał wydajność na poziomie 1467 Mflop, co okazało się wynikiem lepszym niż Samsung Galaxy S oraz Motorola Droid X (Android 2.2)!
Alternatywny test programem Linpack wykazał 32,288 Mflops, co w naszym rankingu stanowi pierwsze miejsce.
Akumulator
„Zetka” wyposażona została w akumulator o pojemności 1300 mAh. Jest to wartość plasująca się w środku stawki. Oczywiście każdy z nas chciałby mieć w swoim PDA akumulator o dużo większej pojemności, jednak rzeczywistość nie jest aż tak kolorowa. Podstawowe pytanie jakie należy zadać powinno dotyczyć długości pracy na baterii. A ta w przypadku zetki jest całkiem nieprzeciętna. Biorąc pod uwagę, że testowany egzemplarz był w moich rękach zaledwie tydzień trudno o pełne testy akumulatora. Niemniej jednak mogę stwierdzić, że moment największego zainteresowania sprzętem, czyli pierwsze 3-4 dni wymagały tylko jednego ładowania i to po dwóch dniach. Jest to o tyle zaskakujące, że w początkowej fazie testów telefon rzadko opuszcza moje ręce. Jak już wspomniałem, ze względu na czas testowania urządzenia, trudno mi ocenić wydajność akumulatora podczas normalnej, codziennej eksploatacji.
Zmrożony jogurt
Chciałbym skupić się na zmianach, z jakimi spotkają się użytkownicy, szczególnie Ci, którzy przesiądą się z poprzednich wersji. Froyo, bo taka jest nazwa kodowa systemu Android w wydaniu 2.2.
Pierwszą zmianą, która rzuca się w oczy jest możliwość rotacji ekranu w kilku kierunkach (prawo, lewo i pionowo). Dzięki tej nowej właściwości trzymając urządzenie poziomo w uchwycie samochodowym, nie musimy obracać głową jeśli wychodzimy z trybu nawigacji - programy będą wyświetlać się poziomo (mowa o programach Google, zapewne programiści będą musieli przystosować swoje aplikacje do nowego widoku).
Programiści pracując nad Froyo pomyśleli też o łatwiejszym przesyłaniu kontaktów do innego urządzenia. Android 2.2 wspiera teraz format .vcf (vCard).
Zmiany nie ominęły aplikacji obsługującej aparat cyfrowy oraz kamerę. Natywny aparat Androida 2.2 również obraca całym interfejsem, dodatkowo można zmienić ekspozycję, dodano cyfrowy zoom 13x i dwa tryby nagrywania filmów: MMS (10sec) i HQ YouTube, który umożliwi nagranie filmu o maksymalnej długości 10 minut. Nagrane filmy lub wykonane zdjęcia trafiają podobnie jak do tej pory do albumów multimedialnych. W zmrożonym jogurcie (Froyo – frozen yoghurt) dodano możliwość przejrzenia galerii rozszerzając palcami ikonę z katalogiem.
Ze zmian widocznych z poziomu GUI urządzenia można wymienić widgety z poradami, dolne menu ze skrótami do przeglądarki, dialera i menu z aplikacjami, a także możliwość przełączania się między różnymi wersjami językowymi klawiatury.
Osoby korzystające z rozwiązań Microsoftu, szczególnie z technologi Exchange mogą liczyć na większe bezpieczeństwo wymiany danych oraz na wsparcie usług Exchange Calendars.
Przejdźmy teraz do funkcji związanych z siecią internet. Zacznijmy od funkcji hotspot, czyli możliwości utworzenia punktu dostępowego WiFi, dzięki któremu można podłączyć do 8 urządzeń.
Drugą ważną kwestią jest obsługa Flash 10.1 Mobile. Dyskutowałbym na temat przydatności tego elementu, szczególnie jeśli przyspieszony silnik przeglądarki internetowej dzięki wsparciu technologii Flash stracił na szybkości. A jeśli jesteśmy już przy przeglądarce, to warto wspomnieć, że zastosowany silnik według zapewnień producenta powinien oferować 2-3 razy większą wydajność JavaScript.
Wygodnym elementem, który na pewno ucieszy osoby korzystające z szerokiego zasobu aplikacji jest możliwość aktualizacji wszystkich aplikacji jednym kliknięciem. Tym sposobem w Androidzie zaimplementowano kolejną funkcję dostępną standardowo w „dużych” dystrybucjach Linuxa. Co więcej, osoby charakteryzujące się wysokim współczynnikiem lenistwa mogą zezwolić na automatyczną aktualizację programów. Na dodatek Froyo pozwala na przechowywanie aplikacji na zewnętrznych nośnikach (np. karcie pamięci).
Na koniec kilka nowości przydatnych dla programistów. Pierwsza to obsługa języka HTML5. Druga zmiana dotyczy szerszej możliwości wykorzystania dostępnego sprzętu - np. czujników (przykładowo webowa wersja Google Maps może pobrać dane z GPS i akcelerometru). Szybsze działanie aplikacji to w dużej mierze zasługa wykorzystania nowego jądra Linuxa, którego atutem ma być wydajniejsze zarządzenia pamięcią, dzięki czemu system ma mieć zagwarantowaną większą ilość wolnego RAMu. Warto też wspomnieć o zastosowaniu kompilatora Dalvik JIT, który ma gwarantować 2-5x szybsze działanie aplikacji.
Dużą korzyścią dla użytkowników jest możliwość tworzenia kopii zapasowych. Oznacza to, że po zmianie urządzenia nie ma konieczności ponownego wprowadzania danych dostępu do usług. Wystarczy odtworzyć poprzednią wersję systemu z innego telefonu. Ważnym elementem API jest także możliwość przesyłania danych do Androida z innych urządzeń. Można, na przykład, wysłać link z komputera, który automatycznie otworzy się w przeglądarce.
W rzeczywistości zmian jest dużo, dużo więcej. Starałem się jednak ograniczyć do najważniejszych, prezentując zarys tego, co oferuje Froyo.
Sense po raz kolejny
HTC pokazało, że potrafi budować nie tylko dobrze urządzenia, ale również potrafi dostarczyć ciekawy i przemyślany interfejs do obsługi systemu. Powszechnie wiadomo, że skończyła się era urządzeń, w których nie zwracano uwagi na prostotę oraz przyjemność obsługi. W obecnych czasach sprawny i przyjemny w obsłudze interfejs to spora część sukcesu. Bardzo szybko przekonało się o tym HTC, które od kilku lat znajduje się w ścisłej czołówce ze swoimi nakładkami. Wraz z androidowym Hero pojawił się interfejs HTC Sense UI, który następnie był przejmowany przez kolejne modele tego producenta, za każdym razem przechodząc kosmetyczne zmiany. W rzeczywistości HTC Sense jest środowiskiem graficznym oferującym różnego typu widgety oraz inne udogodnienia.
Oprócz standardowych funkcjonalności, w najnowszym wydaniu UI pojawiło się automatyczne tworzenie kopii zapasowych systemu. Teraz podczas pierwszego uruchomienia urządzenia można uruchomić zadanie tworzenia kopii zapasowej twoich danych na karcie pamięci. Archiwizowane są m.in. hasła do sieci bezprzewodowych, ulubione z przeglądarki, MMSy itp.
Najnowsza wersja Sense UI to jeszcze większa integracja z portalami społecznościowymi. Na każdym praktycznie kroku widoczne są ikony klientów Facebooka, Twittera itp. Co więcej działanie tych klientów pozwala w pełni korzystać z możliwości multimedialnych telefonu.
Aplikacje
W obecnych czasach każde sprzedawane urządzenie musi być gotowe do działania zaraz po wyjęciu z pudełka. Pomijając kwestię uzupełnienia energii w akumulatorach smartfon musi być wyposażony w zestaw aplikacji umożliwiających jego podstawową funkcjonalność. Tak jest też w tym przypadku, jednak nic ponad przeciętną nie znalazło się w tym zestawieniu. Pakiet standardowy pozwala spokojnie korzystać z urządzenia, jednak, żeby tak naprawdę poznać czym jest to urządzenie i jakie oferuje możliwości konieczne jest dodanie kilku dodatkowych programów.
Konfigurując urządzenie podczas pierwszego uruchomienia możemy dokonać wyboru języka. Niestety w testowanym egzemplarzu nie mieliśmy okazji korzystania z polskiej lokalizacji.
System Android swoje podstawowe „funkcje życiowe” czerpie z usług Google, czyli np. Gmail. Kontakty, kalendarz, poczta – wszystkie te pochodzą z konta Google, do którego logujemy się uruchamiając urządzenie. Dobrze jest więc mieć połączone usługi w jednym koncie. Do odbioru poczty konta Google służy standardowa aplikacja Gmail. Program korzysta z funkcji push mail, która tym razem działa bez opóźnień. Pozostałe funkcje konta Google, czyli kalendarz, kontakty obsługiwane są spoza aplikacji Gmail.
„Zetka” została wyposażona w dodatkowy zestaw aplikacji, takich jak np. program do filtrowania połączeń telefonicznych, dostęp do sklepu z muzyką Amazon (prawie jak iTunes) i wiele innych. Zestaw jest spory i rozszerzalny poprzez Android Market.
GPS
Moduł GPS jest obecnie standardem nawet w urządzeniach z najniższej półki cenowej, tak więc jego obecność w testowanym urządzeniu nie powinna nikogo dziwić. Tym bardziej, że do niedawna ubogi w aplikacje nawigacyjne system Android zyskał kilka bardzo ciekawych pozycji z tej dziedziny. Tak więc przyjrzyjmy się co może zaoferować testowany model jeśli chodzi o nawigację. Niestety standardowo otrzymujemy tylko Google Maps oraz Google Navigation, czyli aplikacje o dość ograniczonej funkcjonalności. Jeśli chcemy skorzystać z nawigacji z prawdziwego zdarzenia to na rynku mamy do wyboru kilka pozycji zagranicznych oraz jedną rodzimą nawigację on-line.
Oprócz prostych mapowych aplikacji Google mamy również do dyspozycji program z punktami POI, którego zawartość niestety otrzymamy po wykupieniu odpowiedniej kategorii.
Do sprawdzenia działania samego modułu GPS wystarczający będzie prosty Google Maps, który pozwoli nam wizualizować obecną pozycję na mapie. Test porównawczy z odbiornikiem GlobalSat BT-359 wypadł bardzo dobrze.
Również czasy ustalania pozycji są przynajmniej zadowalające. Pierwsze ustalenie pozycji czyli cold start zajmował 3 min 14s, natomiast kolejne następnego dnia – już niecałą minutę (47s). Hot start to czasy rzędu pojedynczych sekund, zwykle poniżej 10s. Tych wyników raczej nie trzeba komentować – przedstawione czasy są na tyle krótkie, że praktycznie niezauważalne. Oczywiście wydłużają się one stanowczo jeśli urządzenie znajdzie się w ruchu. Wtedy hot start może wydłużyć się nawet do kilku minut, co nie powinno jednak nikogo dziwić. Pierwsze fixowanie można przyspieszyć korzystając z funkcji AGPS.
Podsumowanie
To co dobre niestety nie trwa wiecznie. Czas użytkowania Desire Z trzeba z pewnością zaliczyć do udanych. HTC należą się wyrazy uznania za zbudowanie urządzenia dojrzałego pod wieloma względami i za umiejętność oparciu się niektórym trendom. Z subiektywnego punktu widzenia rozmiary Desire Z są prawdopodobnie najlepszym kompromisem pomiędzy czytelnością ekranu, użytecznością a poręcznością. Wielu potencjalnych klientów ucieszy z pewnością fakt powrotu do klawiaturowej koncepcji urządzenia, od którego tajwańska firma odeszła kilka lat temu.
Oczywiście nie ma róży bez kolców i znajdziemy kilka rzeczy, które mogą się nie podobać - na przykład kolorystyka, ale to kwestia gustu. Pozytywnie trzeba się też wypowiedzieć na temat kolejnej odsłony systemu Android, który coraz wyraźniej zaznacza swoją pozycję zarówno na rynku, jak również w przydatności dla użytkowników.
Czy mamy więc do czynienia ze smartfonem idealnym? Na to pytanie byłoby bardzo łatwo odpowiedzieć, gdybyśmy wszyscy mieli podobne wymagania i podobne gusta.