Dziennik Gazeta Prawna twierdzi, że nawet kilka tysięcy użytkowników elektrycznych hulajnóg nie będzie mogło legalnie używać pojazdów po wejściu w życie nowych przepisów. Bo będą o kilka centymetrów za długie.
Prace nad regulacjami dotyczącymi urządzeń transportu osobistego (UTO) trwają już czwarty rok, a w ostatnich tygodniach pracują nad nimi równolegle dwa resorty.
W projektowanym art. 47b, które definiuje UTO jako pojazdy o napędzie elektrycznym konstrukcyjnie przeznaczone do poruszania się wyłącznie przez znajdującego się na nim kierującego, pojawił się wymóg posiadania oświetlenia, jednak same parametry urządzenia – jego wymiary oraz maksymalna prędkość (do 25 km/h) – pozostały bez zmian w stosunku do wcześniejszej propozycji Ministerstwa Infrastruktury.
Okazuje się, że określenie maksymalnej długości UTO na 125 cm może spowodować, że pod definicję UTO nie będzie podpadać bardzo duża grupa już użytkowanych urządzeń.
Zrobiliśmy dość szczegółową kwerendę rynku i okazało się, że bardzo dużo modeli pojazdów, które już zostało zakupione przez prywatnych użytkowników, nie spełnia zaproponowanego przez projektodawców kryterium długości dosłownie o kilka centymetrów – zwraca uwagę Marek Tokarewicz z Polskiego Stowarzyszenia Branży UTO. Jak dodaje, nigdzie w Europie nie ma w ten sposób określonego limitu długości dla tego typu pojazdów. Przykładowo, we Francji, będącej największym rynkiem UTO na świecie, przepisy określają maksymalną długość na 135 cm, a w Danii oraz w Niemczech jest to aż 200 cm.
Skoro możliwość jazdy UTO przez więcej niż jedną osobę i tak została już wyeliminowana innym punktem projektu, to sensowne byłoby podniesienie limitu maksymalnej długości UTO. Wpłynęłoby to pozytywnie na stabilność podczas jazdy, a jednocześnie nie zmniejszyło bezpieczeństwa innych użytkowników przestrzeni publicznej. Nie mówiąc już o tym, że w przypadku Polski zwiększenie maksymalnej długości o 10 cm byłoby wystarczające, aby nie wykluczyć z ruchu tysięcy UTO, które już dziś służą swoim użytkownikom do codziennych przejazdów – uważa Tokarewicz.
Zgodnie z projektowanymi przepisami właściciele UTO użytkowanych przed wejściem w życie ustawy będą mieli pół roku na dostosowanie zbyt szybkich pojazdów do nowych ograniczeń prędkości. Tymczasem użytkowanie UTO, które nie będą spełniać pozostałych wymogów konstrukcyjnych dotyczących maksymalnej długości czy szerokości, będzie wykroczeniem od razu. Aktualizacja oprogramowania, dzięki której zostanie wgrany przewidywany w projekcie limit prędkości, będzie możliwa w większości użytkowanych obecnie e-hulajnóg (koszt to ok. 80‒100 zł).
Pełna treść artykułu z Dziennika Gazeta Prawna jest tutaj