Rzecznik Praw Obywatelskich twierdzi, że w Polsce nie ma systemu nadzoru nad promieniowaniem elektromagnetycznym od urządzeń telefonii komórkowej.
Rzecznik powołuje na raport NIK, z którego wynika, że Inspekcja Ochrony Środowiska, ani Państwowa Inspekcja Sanitarna nie są przygotowane do kontroli pola elektromagnetycznego.
1 stycznia 2020 r. weszło w życie rozporządzenie Ministra Zdrowia z 17 grudnia 2019 r. w sprawie dopuszczalnych poziomów pól elektromagnetycznych w środowisku. Określiło ono dla częstotliwości z zakresu 2-300 GHz dopuszczalne natężenie pola elektromagnetycznego (PEM) do 10 W/m2 (gęstość mocy) i 61 V/m (składowa elektryczna). Dotychczas dopuszczalny poziom pola elektromagnetycznego, dotyczący częstotliwości od 300 MHz do 300 GHz, a obejmujący sieci komórkowe, wynosił 0,1 W/m2.
Panie Rzeczniku @Adbodnar, umknęło Panu wiele miesięcy od raportu NIK, podczas którego jego wnioski zostały zaadresowane nowelą Megaustawy i przekazaniem milionowych środków na urządzenia pomiarowe dla służb środowiskowych. Także tak... https://t.co/TamwyMXBiF
— Witold Tomaszewski (@WitekT) March 25, 2020
Ani inspektorzy OŚ, ani inspektorzy sanitarni nie prowadzili należytej kontroli dotrzymywania dopuszczalnego poziomu PEM w otoczeniu SBTK. Nieliczne pomiary PEM prowadzono właściwie tylko na wniosek osób prywatnych lub jednostek samorządu terytorialnego. Nie dokonywano ich z urzędu. W kilku województwach pomiarów PEM w ogóle nie wykonano. Nie istniała koncepcja prowadzenia kontroli PEM w miejscach najbardziej narażonych na przekroczenia limitu PEM ani rzetelna analiza ryzyka pozwalająca na identyfikację takich miejsc. Często nie dotrzymywano również prawnego wymogu mierzenia PEM w miejscach szczególnie wystawionych na oddziaływanie promieniowania w dużym natężeniu. W IOŚ i PIS pomiarom kontrolnym PEM przypisywano niski priorytet.
W tej drugiej Inspekcji przyjęto pogląd, że ochrona przed PEM nie dotyczy SBTK, lecz urządzeń przemysłowych. Stwierdzono też brak "twardych dowodów na negatywny wpływ PEM na zdrowie”. Aż 6 wojewódzkich inspektoratów OŚ i 6 wojewódzkich stacji sanitarno-epidemiologicznych nie miało kompetencji do pomiarów PEM potwierdzonych przez Polskie Centrum Akredytacji. W IOŚ z racji finansowych występowała wysoka płynność kadr. W PIS w ogóle nie analizowano, czy obsada kadrowa jest adekwatna do zadań.
Pracownicy obydwu Inspekcji nie byli należycie szkoleni w zakresie metodyki pomiarów PEM. Nie dysponowali też sprzętem, który umożliwiałby te pomiary z uwzględnieniem najbardziej niekorzystnych parametrów pracy SBTK. Pomiarów dokonywano w zakresie chwilowych wartości, bez uwzględnienia fluktuacji i tendencji w szerszym wymiarze czasowym. Po godz. 16.00 (koniec pracy w obydwu Inspekcjach) pomiarów w ogóle nie prowadzono.
Obie inspekcje nie przeprowadzały również gruntownej analizy nadsyłanych przez przedsiębiorców telekomunikacyjnych dokumentów i sprawozdań z pomiarów PEM. Nie zdołały wypracować metod sprawdzania poprawności tych pomiarów ani zasad postępowania w przypadku zastrzeżeń do wyników - choć to one winny nadzorować ich rzetelność. Weryfikacja wyników była utrudniona wskutek braku odniesienia ich do obowiązującej metodyki referencyjnej. Brakowało też szczegółowych wymagań co do formy i układu wyników pomiarów. Wyniki pomiarów zlecanych przez przedsiębiorców telekomunikacyjnych i przekazywanych do IOŚ i PIS nie uwzględniały najbardziej niekorzystnych warunków pracy SBTK, choć stanowi to jeden z wymogów obowiązującej metodyki referencyjnej. Niejednokrotnie nie spełniały też obowiązku dokonania pomiaru w oknach i na balkonach budynków mieszkalnych.
Czy to prawda, że w moim domu mogą pojawić się ludzie z miernikami, by mierzyć w nim poziomy PEM?
— Instytut Łączności (@IL_PIB) March 25, 2020
Tak, to prawda. To nowe obowiązki wynikające z Rozp. @MinKlimatu z dnia 17.02.2020 r., ale…#PowiedzSprawdzamhttps://t.co/AqIQVt3MlQ pic.twitter.com/gMBzhwpkfo