Galaxy Z Fold7 w tym roku przede wszystkim jest znacznie szczuplejszy i pod względem grubości może już konkurować ze składakami z Chin.
Jeśli chodzi o zestaw aparatów, zmieniła się główna matryca — nie ma już 50 MP. Teraz do dyspozycji mamy 200 MP, i jest to ta sama matryca co w modelu Galaxy S25 Ultra. Różni się jedynie obiektywem. Matryca ISOCELL HP2 była stosowana od modelu S23.
W porównaniu do Folda6 nowy sensor jest aż o 44% większy.
W kwestii oprogramowania Samsung chwali się kolejną wersją silnika ProVisual Engine do wideo — choć zapewne otrzyma ją również poprzedni model w ramach aktualizacji. Fold wspiera teraz także 10-bitowy HDR.
Aparat ultraszerokokątny zyskał tryb makro z autofokusem.
Druga kamera do selfie nie jest już ukryta pod wewnętrznym ekranem, a jej rozdzielczość wzrosła z 4 do 10 MP.
Innych zmian w zestawie aparatów brak. Niestety przez to, że wyspa aparatów jest podłużna, telefon mocno chybocze się na płaskich powierzchniach — to chyba niechlubny rekordzista w tej kategorii.
W czasie naszych dwutygodniowych testów Fold7 udowodnił, że choć nie jest smartfonem stricte fotograficznym, to nie zawodzi pod względem jakości zdjęć i filmów. To bardzo dobra, „samsungowa” wysoka półka. Zdjęcia są ostre, szczegółowe, a HDR działa świetnie. Wideo w 4K jest bardzo stabilne i bez problemu sprawdzi się w bardziej profesjonalnych produkcjach na social media i YouTube.
Dla twórców dostępne jest także nagrywanie w formacie LOG. Za odwzorowanie kolorów na ekranie może wówczas odpowiadać profil LUT (Samsung Look-Up Table) — bezpośrednio na urządzeniu.
W Foldzie7 najbardziej brakowało mi teleobiektywu z powiększeniem większym od 3X, czyli np. optycznym 5X, który znamy z Ultry.