Gazeta Wyborcza przeprowadziła wywiad z prezesem TP S.A. Markiem Józefiakiem. Oprócz potwierdzenia planów likwidacji kas w BOK-ach oraz planowanej obniżki cen za połączenia prezes mówił również o problemach firmy związanych z zarządzaniem olbrzymim czesto niepotrzebnym już majątkiem operatora. Józefiak powiedział m.in.:
"Uważam, że najpierw trzeba majątek niezwiązany z naszą bezpośrednią działalnością wydzielić, zacząć nim efektywnie zarządzać tak, aby podnieść jego wartość. Na pewno trzeba będzie część majątku przekazać w zarządzanie innym firmom, a część sprzedać. W trzecim kwartale tego roku powinniśmy mieć jasną koncepcję, jak chcemy tym majątkiem zarządzać. Zatrudniliśmy firmy doradcze, które wkrótce przedłożą nam odpowiednie koncepcje.
Gazeta: TP SA ma liczne nieruchomości, którymi wyraźnie nie umie zarządzać.
- Mamy w TP SA tysiąc nieruchomości! Chyba tylko PKP mają więcej. Kiedy pół roku temu zostałem prezesem TP SA, nie było osoby, która potrafiłaby dokładnie powiedzieć, ile tego jest. Wiele nieruchomości jest niby naszych, ale użytkowanych razem z Pocztą Polską. Nie ma już instytucji Poczta Polska Telegraf Telefon - w jej skład wchodziły niegdyś obie firmy - a która powinna aktem notarialnym przekazać nieruchomości nam albo Poczcie Polskiej. Naszą siedzibę w Warszawie budujemy już osiem lat! Kto może sobie na coś takiego pozwolić? Ten, kto się na tym nie zna, albo nie jest do tego powołany.
Nie potrzebujemy inżynierów, którzy odpowiadają za to, że gdzieś krany przeciekają w biurowcu. A teraz musimy zatrudniać setki takich ludzi. Najważniejsze jest, by TP SA koncentrowała się na usługach telekomunikacyjnych.
Gazeta: Zachodnie telekomy wyprzedają teraz wszystkie aktywa niezwiązane z podstawową działalnością. Może więc lepiej szybko zrobić to samo?
- Zgoda. Ale najpierw zróbmy te dwa kroki: policzmy, ile tego mamy, wydzielmy ze struktury i przeprowadźmy analizę, co się bardziej opłaca. Na rynku nieruchomości panuje totalna bessa. I teraz mamy to sprzedać? To byłoby marnotrawstwo.
Gazeta: Największym wyzwaniem nie jest dla TP SA sprzedaż zbędnego majątku, ale redukcja zatrudnienia. Firma zatrudnia 60 tys. osób, co daje jednego pracownika na 181 abonentów. To około dwukrotnie gorszy wskaźnik niż w przypadku najlepszych zachodnich telekomów.
- Dziś stykamy się z konkurencją, która nie ma tak ogromnych kosztów. Dzięki temu może oferować tańsze usługi. Mamy też do czynienia z nowszymi technologiami, których stosowanie nie wymaga już zastępów pracowników. Przykładem są dla nas inni operatorzy w Europie Środkowej - węgierski operator narodowy Matav osiągnął wskaźnik efektywności 300 linii abonenckich na pracownika, a czeski operator narodowy ponad 270.
Naszym celem jest osiągnięcie w 2004 roku wskaźnika 300 linii telefonicznych na pracownika. Nie postrzegałbym jednak restrukturyzacji firmy przez pryzmat zwolnień i redukcji zatrudnienia.
Gazeta: A jednak w tym roku redukcje będą, i to znaczne.
- W TP SA stan zatrudnienia zmniejszy się o blisko 10,5 tys. osób.
Gazeta: Na początku roku mówiło się o 12,5 tys. Jednak związki coś utargowały. Czy ma Pan już zgodę wszystkich związków?
- Porozumieliśmy się ze wszystkimi związkami z wyjątkiem "Solidarności", z którą mamy spór zbiorowy. "S" też podpisała porozumienie, ale zaraz potem poinformowała nas, że jej przedstawiciele nie mieli pełnomocnictw. Miałem wątpliwą przyjemność spotkania się z pikietą "S" przed ostatnim WZA, której uczestnicy w sposób niewyszukany prezentowali swoje poglądy na stosunki panujące w firmie. To przykre, ale rozumiem, że są nastroje frustracji.
Gazeta: Czy dobrze Pan ocenia dotychczasową restrukturyzację firmy?
- Była prowadzona niezbyt konsekwentnie. Głównym celem mojego poprzednika była jednak prywatyzacja firmy i kwestie restrukturyzacji zeszły na plan dalszy. Przejąłem ster firmy, gdy była już ona prywatna, i restrukturyzacja stała się palącym problemem. Wyzwaniem menedżerskim jest zmienić TP SA z urzędu i monopolisty w sprawną i efektywną firmę, która liczy się z klientem.
Restrukturyzację i inne działania spółki może utrudnić ogromne jej zadłużenie. W raporcie firmy Arthur Andersen, która prowadziła audyt TP SA, zwrócono nawet uwagę na możliwość wypowiedzenia umów kredytowych przez banki z powodu niedotrzymania wskaźników stosunku zadłużenia do zysku operacyjnego.
Gazeta: Analitycy nie widzą możliwości, aby w ciągu najbliższych lat spółka ograniczyła zadłużenie.
- Nasz dług wynosi około 14 mld zł i nie zamierzamy dopuścić do jego wzrostu. Musimy najpierw w sposób istotny zmniejszyć koszty obsługi zadłużenia. Zbyt wiele ono nas kosztuje. Mamy kilka pomysłów na ograniczenie kosztów obsługi długu, np. zamiany zobowiązań krótkoterminowych na długoterminowe.
Gazeta: Najlepiej po prostu ograniczyć wielkość długu.
- Musimy mieć jednak pieniądze na restrukturyzację i rozwój. W branży telekomunikacyjnej jak w mało której sprawdza się powiedzenie: kto stoi w miejscu, ten się cofa. W przeciwieństwie do innych telekomów dopiero rozpoczęliśmy proces transformacji, który jest bardzo kosztowny, ale pozwoli w przyszłości na dalszy rozwój spółki. Zatrzymanie tego procesu byłoby śmiertelnym błędem. Nie możemy więc sobie teraz pozwolić na redukcję długu.
Gazeta: Za to znacząco redukujecie wydatki na inwestycje, które spadły z 11 mld zł w 2000 roku do 5 mld zł w tym roku.
- I tu się kółko zamyka, bo aby dług nie rósł, trzeba zmniejszać inwestycje. Z drugiej strony wydatki inwestycyjne są konieczne, by się rozwijać. Wydatki inwestycyjne muszą iść w dwóch kierunkach - wiązać się z wprowadzaniem atrakcyjnych usług dla klientów i pozwolić spółce na poprawę efektywności. Chodzi choćby o nowe systemy informatyczne.