Właściciel CD Projektu i inni chcą zarobić na koncepcji cyfrowego minimalizmu – to naciąganie klientów

Newsy
Opinie: 0
Właściciel CD Projektu i inni chcą zarobić na koncepcji cyfrowego minimalizmu – to naciąganie klientów

Coraz częściej mówi się o potrzebie ograniczenia wpływu technologii na nasze życie, a zwłaszcza życie dzieci. Coraz częściej pojawiają się koncepcje cyfrowego minimalizmu i cyfrowego detoksu. Nie można powiedzieć, że proste telefony komórkowe zyskują na popularności, bo lata swojej świetności mają już daleko za sobą. Mimo to coraz częściej pojawiają się nowe produkty, które mają celowo ograniczoną funkcjonalność, tak aby nie rozpraszać użytkowników, nie walczyć o ich uwagę. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że przynajmniej w niektórych wypadkach jest to celowe żerowanie marketingu na tym, że chcielibyśmy być lepszymi ludźmi niż faktycznie jesteśmy – bardziej skupionymi, kreatywnymi, obecnymi. Raczej się nimi nie staniemy, tylko dlatego, że kupimy minimalistyczny telefon zamiast zwykłego smartfona.

 

Jaki wybór mamy na rynku?

 

Wciąż największą marką prostych telefonów pozostaje Nokia, obecnie licencjonowana przez HMD, który jako jedyny spośród znanych producentów wydaje się wierzyć w tę kategorię komórek. Nokia nie zaczęła produkować prostych telefonów, płynąc na fali nowych trendów, a raczej nigdy nie przestała ich produkować i teraz ma nowe uzasadnienie dla ich istnienia. Na stronie można znaleźć mieszankę nostalgii – „Zagraj w Snake'a”, oraz pewne nawiązania do cyfrowego minimalizmu - „Bez aplikacji. Bez problemów.” Jednak same telefony mają taki sam układ fizycznych klawiszy i niedużych wyświetlaczy jak 20 lat temu. Technologiczny minimalizm pojawił się niejako przy okazji trzymania się dawnych rozwiązań.

 

 

Zupełnym przeciwieństwem są urządzenia zaprojektowane od zera z myślą o ograniczeniu wpływu na nasze życie. Przykładem jest niedawno opisany przez nas polski telefon Mudita Kompakt, stworzony przez założyciela CD Projektu Michała Kicińskiego. Wyróżnia się ekranem w technologii e-ink oraz specjalnym, sprzętowym trybem off-line. Polega on na całkowitym, sprzętowym wyłączeniu modułów odpowiedzialnych za komunikację bezprzewodową oraz mikrofonów. Ten model w przedsprzedaży kosztuje około 1200 zł, a jego docelowa cena to 1700 – 1800 zł.

Konkurencyjnym projektem jest Light Phone. Producent istnieje od 10 lat i jest obecnie w trakcie wprowadzania trzeciego modelu na rynek. W ofercie są dwa telefony. Light Phone II ma ekran e-ink jak Mudita. Jest reklamowany jako najmniejszy i najlżejszy telefon. Jest jeszcze bardziej niż Mudita ograniczony pod względem funkcji. Nie ma na przykład aparatu.

Dla osób potrzebujących więcej funkcji jest najnowszy Light Phone III, który do użytkowników ma trafić w marcu 2025 roku. Zamiast ekranu e-ink ma matowy ekran AMOLED, który jest jednak ograniczony do wyświetlania czarno-białego interfejsu wszędzie poza podglądem kadru z aparatu. Pojedynczy aparat ma całkiem dużą rozdzielczość 50 megapikseli. Najbardziej charakterystyczny jest prostokątny design z pokrętłem regulującym jasność ekranu. Przypomina trochę niektóre produkty Teenage Engineering. Ma również łatwo wymienną baterię oraz system zaprojektowany wokół najbardziej podstawowych funkcji, takich jak budzik, minutnik czy notatka głosowa.

Light Phone III jest oferowany w przedsprzedaży za 499 dolarów. Docelowo ma kosztować 799 dolarów.

 

 

Marketing Light Phone nie jest do końca szczery

 

Po pierwsze trzeba zauważyć, że każdy smartfon może mieć tylko takie funkcje jakie w nim skonfigurujemy. Mam w rodzinie osoby, które mają smartfony i korzystają z nich dokładnie w taki sam sposób jak z Nokii 20 lat temu. Dzwonią oraz odbierają SMS-y i nic więcej.

Jeśli czujemy, że telefon kontroluje nasze życie, możemy zablokować jego funkcje lub narzucić ograniczenia czasowe przy pomocy hasła, którego nie zapamiętamy, tylko zapiszemy.

Wówczas ostateczną zaletą pozostaje ekran e-ink, ale nawet najnowszy Kindle kosztuje mniej niż połowę (519 zł) najtańszego telefonu dla cyfrowych minimalistów – i to w przedsprzedaży. Nie trzeba więc wydać dużo i kupić kolejny produkt, aby rozpocząć detoks. W najgorszym wypadku prostą Nokię kupimy prosto ze sklepu za mniej niż 100 zł i osiągniemy podobny efekt.

 

Kreowanie nowych potrzeb

 

Light Phone opublikował wczoraj film promujący swoją markę, w którym pojawiają się takie tezy:

- producenci celowo ograniczają swoje smartfony, żeby za rok sprzedać nam nowsze modele

- istnieje praktyka celowego spowalniania starszych modeli przez oprogramowanie, aby zachęcić do zakupu nowszego modelu (odwołanie do afery związanej z Apple)

- Light Phone nie będzie wprowadzał nowszych modeli tylko dla zysku

- duży wpływ produkcji smartfonów na środowisko

- więcej obiektywów aparatów w telefonie nie jest kluczem do szczęścia

 

 

Odnieśmy się do tych argumentów po kolei. Celowe okrajanie funkcji, aby wypuścić nowy model byłoby możliwe w przypadku monopolu albo zmowy producenckiej. Rynek smartfonów z Androidem jest bardzo konkurencyjny. Rozwój spowolnił, ale jest to związane z dojrzewaniem rynku. Teoria zakrawa więc na spiskową.

Nawet jeśli przejmiemy ograniczanie funkcjonalności przez producentów i dodamy celowe spowalnianie przez oprogramowanie, to wciąż taki celowo spowolniony smartfon będzie o wiele szybszy i bogatszy w funkcje niż Light Phone, który przecież chce nas przekonać, że ten wyścig szczurów nie ma sensu i telefon nie musi mieć tych wszystkich funkcji. Jakie więc ma to znaczenie z perspektywy kogoś gotowego na zakup ograniczonego telefonu?

Mówienie, że Light Phone nie będzie wprowadzał nowych modeli dla zysku trochę kłóci się z tym, że ich okrojony z czego się tylko da telefon ma docelowo kosztować 3300 zł. Czemu nie mówią zatem, żeby kupić czytnik oraz prostą Nokię za ułamek ceny ich telefonu? Każda firma funkcjonuje dla zysku, Light Phone również. Skoro chcemy ograniczyć wpływ produkcji na środowisko, wyjmijmy stary telefon z szuflady albo kupmy używany i pożytek będzie większy.

Mówienie o tym, że więcej obiektywów aparatów nie jest kluczem do szczęścia to już czysta propaganda. Smartfony wyparły cały rynek aparatów kompaktowych nie bez powodu – bo są wygodniejsze i robią lepsze zdjęcia.

 

 

Nie musisz niczego kupić, aby stać się minimalistą

 

Dochodzimy więc do sedna. Cyfrowy minimalizm jest również sprzedawanym dla zysku produktem. Jest wytworem marketingu, potrzebą wykreowaną, aby właśnie wyprodukować jeszcze jedno urządzenie więcej. Są osoby z deficytem uwagi, albo uzależnione od mediów społecznościowych, które potrzebują podejść do tematu smartfonu inaczej, ale wcale nie oznacza to, że muszą kupić telefon dla cyfrowego minimalisty.

Mówienie, jakby minimalistyczny smartfon był lekiem na zło tego świata, to czysta hipokryzja. Jest takim samym produktem jak wszystkie inne telefony. Jednak zamiast zachęcać do zakupu lepszym ekranem i szybszym procesorem, za niemałe pieniądze łechce nasze ego. Zakup takiego telefonu to manifestacja nowoczesnych poglądów – patrz, jaki jestem minimalistyczny, antykapitalistyczny, dbający o środowisko i żyjący w zgodzie z mindfulness. Prawda jest taka, że osoba prawdziwie żyjąca takimi ideałami nie będzie goniła za takimi produktami. Inaczej to tylko kreacja samego siebie w oderwaniu od życia w zgodzie z tymi ideałami.

Nie jestem przeciwny idei ograniczania wpływu technologii na nasze życie. Ale nie dajmy sobie wmówić, że aby to zrobić, musimy kupić nowy drogi produkt. Równie dobrze możemy poczytać książkę w parku i używać dowolny, prosty telefon, który wpadnie nam w ręce. Nawet zaawansowane smartfony, np. iPhone, ma tryb, który „przerabia” go na feature phone’a tylko z dostępem do wybranych przez nas usług.

Opinie:

Rekomendowane:

Akcje partnerskie: