Samsung Galaxy S10+ to jubileuszowy flagowiec z serii S. Zakocha się w nim każdy fan Androida i serii S, ale tylko do momentu poznania jego ceny. Ten świetny telefon jest wyceniony zbyt wysoko. S10+ ma przegenialny ekran, świetny design, dobre aparaty fotograficzne i rekordową wydajność. Przeraża tylko jego cena – w dobie totalnej wojny na rynku smartfonów ona musi szybko spaść, aby nowa seria S10 stała się rynkowym sukcesem także pod względem ilości sprzedanych egzemplarzy. Technicznie jest to urządzenie prawie bez żadnych kompromisów, czyli S10+ to „totalny wypas”. Znalezione przez nas wady są raczej drobne i nie wpływają w znaczący sposób na odbiór całości. Największą niespodzianką (na minus) jest łatwe do złamania Face ID. W telefonach polecanych dla biznesu takie rozwiązanie nie powinno być komercyjnie dostępne.
Design Samsunga Galaxy S10+ nawiązuje do zeszłorocznej serii S oraz do serii Note. Smartfon wyróżnia się głównie nowym, poziomym układem aparatów fotograficznych. Tylny zestaw kamer wygląda lepiej niż w Mate. Przedni układ kamer do selfie w ekranie jest już kultowy – powstaje coraz więcej tapet, które w zabawny i ciekawy sposób wykorzystują ten spory otwór w ekranie. Z telefonu zniknął „normalny” czytnik linii papilarnych. Teraz jest on już ukryty pod ekranem. Fajny jest przycisk skrótu do asystenta, ale niefajne jest to, że nie można do niego przypisać aplikacji Google Assistant. Zostało to specjalnie zablokowane. W obudowie kolejny już raz uratowało się gniazdo słuchawkowe. Samsung zadbał także o genialną jakość głośników stereo. Samsung Galaxy S10+ ma wymiary zbliżone do iPhone XS MAX. Jest to więc naprawdę spory sprzęt – fani dużych telefonów będą zachwyceni. Reszta musi wybrać S10 lub S10e. S10+ pomimo swoich rozmiarów nie waży jakoś bardzo dużo – to tylko 175 gramów.
Wielkie brawa dla Samsunga za biały, perłowy kolor obudowy – nie widać na nim prawie wcale tłustych śladów. Obudowa spełnia normę IP68. Jest wykonana z aluminium 7000 i szkła Gorilla Glass 6 (przód) i Glass 5 (tył). S10e jest cały wykonany ze szkła w wersji 5.
Niektórzy tęsknią za diodą powiadomień, ale w dobie Always on display dioda powiadomień wydaje się już nieco archaicznym pomysłem.
Wyświetlacze to od zawsze jedna z głównych zalet serii S. Tym razem w naszym nowym flagowcu mamy ekran nazwany przez Samsunga marką Infinity-O. Jest to Dynamic AMOLED z “dziurą” na przednie kamery. Domyślną rozdzielczością wyświetlacza jest Full HD+, ale w ustawieniach możemy ją zwiększyć do Quad HD+ lub zmniejszyć do HD+. Ekran jest duży – ma 6.4 cala i proporcje 19:9. Jego kolory, kąty widzenia i czernie zachwycają. Wygięcie po bokach nie służy niczemu specjalnemu, bo z bocznych pasków Edge, z których słynęła seria Note i są one obecne w S10+ nie skorzystaliśmy ani razu. Wygięcie dodaje jednak znacznie urody projektowi S10+. Ekran wspiera technologię HDR10+, z której możemy korzystać już na Netflixie.
Ekran może mieć na dole standardowe, androidowe przyciski do obsługi, kreski wspierające obsługę gestami lub w ogóle możemy te podpowiedzi wyłączyć, gdy już poczujemy się z gestami pewniej.
Wycięcie ekranu jest pewnie mniej inwazyjne niż duży notch, ale na razie większość aplikacji nadal „nie wchodzi” na obszar tych kamer, więc ta część ekranu nie jest w ogóle wykorzystywana. W Samsungu bardzo fajna jest natomiast animacja, która zwraca użytkownikowi na przednią kamerę, gdy z niej korzysta (przy odblokowywaniu i selfie).
Ekran obsługuje funkcję Always on display. Jest ona bardzo rozbudowana – ustawień jest naprawdę wiele.
W S10+ sprzedawanym w Polsce jest dostępny tylko jeden rodzaj procesora - Exynos 9820. Snapdragona 855 w Polsce się nie kupi. Nowy Exynos zapewnia wydajność na bardzo zbliżonym poziomie, więc nie powinniśmy niczego żałować. W naszym testowym egzemplarzu mieliśmy podstawową konfigurację pamięci 8 GB RAM i 128 GB pamięci na multimedia i aplikacje. Jak widać na załączonych zrzutach ekranów z testów syntetycznych nasz S10+ należy do ścisłej czołówki pod względem wydajności i jakości zastosowanych komponentów. Takie jest również wrażenie podczas codziennego korzystania z tego telefonu. Telefon działa płynnie, nie laguje, nie wiesza się – jest naprawdę OK.
Oprócz samej wydajności w S10+ znajdziemy także dodatkowe techniczne smaczki. Są to m.in. najnowszy standard WLAN 6 i LTE z 7CA kat. 20, które w przyszłości ma się rozpędzać do 2 Gbps.
Sama nakładka One UI to krok w dobrym kierunku, ale można się spodziewać, że 99% użytkowników nie będzie potrafiła w pełni skorzystać z opcji, usług, ustawień rozwijanych od lat przez Samsunga. To bardzo zaawansowana platforma, którą na pewno docenią „androidowe freaki”.
Samsung nie miał wyjścia i musiał do topowego modelu z serii S10 wsadzić komplet obiektywów. W najdroższych flagowcach, zgodnie z modą, musi być teraz „zwykły” obiektyw szerokokątny, ultra szeroki kąt oraz obiektyw „tele”. Taki komplet „szkieł” mamy właśnie w S10+. Model S10 5G ma już 4 kamery i zapewne taki zestaw znajdziemy w tegorocznym Note 10. W S10+ zabrakło czujnika 3D depth sensing camera, który będzie już właśnie w Note i smartfonie 5G.
W S10 znajdziemy matrycę 16 MP i 2 matryce 12 MP. Obiektyw ultraszerokokątny z matrycą 16 MP ma 123-stopniowy kąt widzenia. Ten akurat aparat nie ma autofocusa i optycznej stabilizacji obrazu.
W głównym aparacie szerokokątnym mamy podwójną przysłonę znaną już z modeli z zeszłego roku (F1,5 i F2,4).
Jeśli chodzi o jakość zdjęć to najkrócej może to opisać w ten sposób: w dzień zdjęcia zachwycają swoją jakością, ale w nocy jakość fotografii jest sporo gorsza od tej, której znamy z zeszłorocznego Mate 20 Pro i P20 Pro. Wydawało się, że sławny tryb nocny jest super łatwy do skopiowania, ale najwyraźniej tak nie jest. Bright night (tryb nocny w Samsungu) nie działa dobrze i jakość zdjęć w nocy przypomina te znane z telefonów z 2017 r. Jedynym w miarę ciekawym bajerem jest Starburst – punkty światła w nocy zostają przerobione na ładne gwiazdki.
Ten opis pasuje także do wideo. W dzień jest super, ale w nocy jest już sporo szumu. Najlepszą jakość uzyskamy przy nagrywaniu jakości FULL HD – wówczas działa stabilizacja Super steady. Funkcja dostępna jest tylko w przypadku nagrywania obiektywem ultraszerokokątnym w trybie Full HD.
Świetnym pomysłem przy nagrywaniu wideo jest przełączanie się pomiędzy trzema obiektywami – daje to fajny efekt i wygląda w miarę naturalnie. Przy nagrywaniu wideo możemy już włączyć „testową” funkcję HDR10+.
Podwójny aparat przedni jest dostępny tylko w modelu Galaxy S10+. Jest to zestaw głównego aparatu 10 MP z autofocusem oraz aparatu, który służy tylko do efektu bokeh. Do selfie możemy dodawać nowe efekty modyfikujące tło (w Live Focus). Przedni aparat w Galaxy S10 potrafi nagrywać materiał 4K. Jakość selfie jest świetna, ale tylko, gdy zapewnimy wystarczającą ilość światła. Gdy jest ciemniej zdjęcia tracą szczegółowość i pojawia się szum.
Tył:
Przód:
Samsungi nigdy nie słynęły z długiego czasu działania na baterii. Tym razem jest już nieco lepiej. S10+ ma baterię 4100 mAh, która w naszym przypadku zapewniała działanie telefonu przez całą dobę. Wyniki takie uzyskiwaliśmy z wyłączoną funkcją Always on display. Zwykły użytkownik będzie zapewne ładował swój smartfon w nocy. S10+ obsługuje szybkie ładowanie, ale i tak pełne ładowanie trwa około 2h. W pudełku jest ta sama ładowarka co zwykle – 2A, 5V. W czasie testów korzystaliśmy jednak głównie z najtańszej ładowarki bezprzewodowej z Ikei. S10+ wspiera standard Qi oraz Fast Wireless Charging 2. Nowością skopiowaną z Mate 20 Pro jest zwrotne ładowanie Wireless PowerShare – jest to raczej bajer, a nie rzeczywiście przydatna na co dzień usługa.
Jeśli ktoś ma bardzo dużo pieniędzy i ceni sobie wyłącznie system Android to teraz powinien wybierać pomiędzy Mate 20 i Samsungiem z serii 10. Gdy ta osoba jest oszczędna to powinna kupić Mi 9 lub Pocophone F1. Gdy natomiast jest cierpliwa to powinna poczekać i ocenić najnowszego P30 Pro. Nie da się spośród tych smartfonów wybrać wyraźnego zwycięzcy. Samsung S10+ to smartfon z lepszym ekranem niż Mate, ale Mate lepiej robi zdjęcia (szczególnie te w nocy). Mi 9 nie jest lepszy, ale jest za to o połowę tańszy. P30 Pro będzie już na pewno miał większy zoom. Wybór jest więc supertrudny.
Na koniec należy jednak pamiętać – tegoroczna seria S10 nie wyznacza nowych trendów – swoją specyfikacją dogoniła znane już nam urządzenia. Piękny design, świetny ekran, nowa wersja nakładki i komplet kamer powinny wystarczyć podczas rynkowej walki o serce klientów. Szkoda tylko, że Samsung nie pokusił się o jakieś zupełnie nowe rozwiązanie, za którym to rywale musieliby gonić.