Komisja Europejska w specjalnym raporcie o rynku łączności Polski i innych państw kandydackich podkreśla: sytuacja w naszym kraju rozwija się w dobrym kierunku, ale zwłokę w prywatyzacji TP SA i liberalizacji rynku trzeba będzie długo nadrabiać.
Najwięcej zostało do zrobienia w połączeniach międzynarodowych. Otwarcie rynku teoretycznie nastąpiło tu bowiem z początkiem roku, jednak ze względów technicznych konkurencja objęła dopiero część kraju. Dlatego 10-minutowa rozmowa do sąsiedniego kraju, która w UE kosztuje średnio 2,32 euro, w Polsce 4,2 euro, a jeśli uwzględnić moc nabywczą złotego - 7,6 euro.
Ceny rozmów lokalnych są w Polsce porównywalne do UE. Za 3-minutową rozmowę trzeba zapłacić w UE 14 eurocentów wobec 8,7 w Polsce (15,6 przy uwzględnieniu mocy nabywczej złotego). Podobnie jest przy rozmowach międzymiastowych: 35,5 centa za 3 minuty w UE, 36,7 centa w Polsce.
Telefonia komórkowa dzięki otwarciu na konkurencję rozwija się bowiem tak szybko, że w tym roku ma już więcej abonentów niż telefonia stacjonarna. Mimo wszystko relatywnie wysokie stawki także za ten typ połączeń powodują, że na 100 osób przypadało w ub.r. 27 telefonów komórkowych wobec 73 w UE, ale także na Węgrzech oraz 58 w Czechach.
Wysokie stawki wstrzymują również rozwój Internetu: ma do niego dostęp 22 proc. gospodarstw domowych, ponad dwa razy mniej niż w UE.
Pełna treść artykułu z dziennika "Rzeczpospolita" znajduje się tutaj