Huawei prowadzi w Polsce promocję swoich rozwiązań Huawei Mobile Services. Ma to być w teorii konkurencja dla Google Mobile Services (skopiowano nawet nazwę). Należy przypomnieć, że elementami Google Mobile Services są tak dojrzałe usługi jak:
Część z tych usług nie ma na rynku poważnej konkurencji od wielu lat i Huawei nie ma żadnych szans na jej stworzenie.
Huawei płaci polskim firmom za instalację ich aplikacji w swoim sklepie, co nie ma żadnego uzasadnienia biznesowego (tak nie robi ani Google ani Apple). Takie działania „sponsoringowe” były już testowane wiele lat temu przez Microsoft i Blackberry. Systemy i sklepy tych firm wspomagane przez miesiące sporymi kwotami umarły. Wiadomo bowiem, że żaden z największych dostawców usług i aplikacji nie będzie się bawił we wprowadzanie swoich aplikacji do sklepu jednego producenta smartfonów, nawet, gdy otrzyma za to sowity jednorazowy grant. Większość najlepszych gier i aplikacji jest amerykańskich, co również wyklucza współpracę ze sklepem Huawei.
Brak certyfikacji Google to także problemy z dodatkowymi usługami, takimi jak płatności. Na telefonach bez GMS nie działają płatności Google Pay. Huawei ma na to kolejną receptę – własne płatności Huawei Pay. Huawei Pay ma wystartować w Polsce na początku przyszłego roku. Nie wiadomo, które banki udostępnią tę usługę. Z Huawei Pay będziemy mogli wówczas korzystać w Polsce oraz w Rosji i Chinach. Nigdzie indziej ta usługa nie jest dostępna. Nie wiadomo też, czy Polacy tak chętnie przekażą dostęp do swoich kart płatniczych Chińczykom.
Należy doceniać tempo, pomysłowość i pracowitość Huawei przy nowych projektach przykrywających brak GMS, ale osoby, które decydują o ich uruchomieniu muszą zmienić grono doradców. Huawei powinien teraz przede wszystkich naciskać na swój rząd, aby wsparł negocjacje, które pozwolą na wznowienie pełnej współpracy z Google. Także amerykańskie firmy powinny walczyć jak lwy o szybkie złagodzenie blokady. Inne działania nie mają najmniejszego sensu – także wizerunkowo niczego nie poprawiają. Nie zmienią w żaden sposób sytuacji Huawei poza Chinami, a taki jest przecież ich cel.
W Polsce biznesowy smartfon z super zestawem aparatów, czyli najnowszy Mate 30 Pro, nie zainteresował prawie nikogo, a na pewno nie zainteresował sieci sprzedaży i operatorów. Nikt nie chciał go kupić, bo nie miał dostępu do usług Google. Podobnie będzie na wszystkich rynkach poza Chinami. Na lokalnym rynku smartfony Huawei sprzedają się znakomicie, bo wynika to z patriotyzmu Chińczyków - sprzedaż globalna spada, więc my wesprzemy własnego producenta. Im jest łatwiej, bo w Chinach i tak rząd od początku blokuje wszystko, co amerykańskie, więc embargo Trumpa nic nie zmieniło i smartfony Huawei nadal pozostają konkurencyjnymi produktami.
Nas najbardziej dziwi brak ostrych i szybkich działań chińskich władz w sprawie Huawei. Widać je w sprawie działu sieciowego, ale nic wyraźnego nie dzieje się w sprawie smartfonów. To zły prognostyk dla Huawei. Być może ktoś w Chinach ocenił, że lepiej nie drażnić na razie amerykańskiego rekina na kolejnym froncie i postawić na „nowe” marki, czyli Xiaomi, OPPO i za chwilę VIVO.
Trzeba mieć jednak nadzieję, że już na początku przyszłego roku oba kraje dogadają się w sprawie technologicznej współpracy i Huawei będzie mógł wprowadzać na rynek w standardowym cyklu swoje udane urządzenia z serii P i Mate z pełnym pakietem usług Google.
Gdy embargo będzie się przedłużać, to ciężkie i rozpędzone walce Samsunga i Xiaomi przejadą poza Chinami po smartfonach Huawei. Tego byśmy nie chcieli, bo to właśnie Huawei przeniósł smartfonową fotografię do zupełnie innego wymiaru i zmusił konkurencję do równie aktywnego działania i rozwoju swoich produktów.