Polskę czeka wiele pracy z dostosowaniem prawa telekomunikacyjnego i dotyczącego radiofonii i telewizji do dyrektyw przyjmowanych właśnie przez Unię Europejską. W odróżnieniu np. od Czech i Węgier nasi przedstawiciele nie uczestniczyli w tworzeniu tych dyrektyw.
Unia Europejska jest obecnie w trakcie przyjmowania nowych dyrektyw, które w ciągu 15 miesięcy od dnia ich ostatecznego uchwalenia będą musiały znaleźć odzwierciedlenie w prawie krajow UE.
W ocenie, występującego na wtorkowym seminarium dotyczącym telekomunikacji, profesora Stanisława Piątka zadanie Polski jest tym trudniejsze, że nasze obecne prawo telekomunikacyjne jest w kilkudziesięciu miejscach niezgodne z obowiązującymi już dyrektywami UE. Tymczasem, aby przejść na nowe dyrektywy, musimy najpierw dostosować się do "starych".
"Polskie firmy nie uczestniczyły w konsultacjach nowych regulacji, a były tam firmy nie tylko Unijne, ale też z Czech, Węgier czy Japonii" - mówił prof. Piątek. - "To pokazuje brak naszego zainteresowania i to, że nikt nie czuwa nad tym, jakie ma być unijne prawo. Spodziewam się więc kłopotów".
W ocenie profesora, skoro nie uczestniczyliśmy w pracach nad nowymi dyrektywami, to do końca nie rozumiemy, o co w nich chodzi, a jedynym wyjściem w tej sytuacji jest naśladowanie tego, co robią kraje UE w tej sprawie. Zdaniem prof. Piątka, skala przedsięwzięcia jest ogromna, bo dotyczy ono nie tylko ustawy o łączności, ale także ustawy o radiofonii i telewizji, a urzędy nadzorujące te dziedziny (Urząd Regulacji Telekomunikacji i Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji) konkurują o kompetencje.
Nowe dyrektywy UE rozszerzają spektrum firm rozumianych jako telekomunikacyjne o dostawców informacji, zawartości i usług, a także m.in. o telewizję i "film na życzenie". Stąd, zamiast mówienia o sieciach telekomunikacyjnych, nowe prawo mówi o sieciach komunikacyjnych.
Oceniając dotychczasową ustawę o łączności (weszła w życie 1 stycznia 2001 r.), prof. Piątek zwrócił m.in. uwagę, że zakłada ona kooperację między podmiotem dominującym na rynku (TP S.A.), a regulatorem przy ustalaniu kosztów działania. Koszty zaś - zgodnie z wymogami UE - mają być podstawą do ustalania cen usług. W ocenie profesora, kooperacja z URT nie leży w interesie TP S.A., zaś szef URT nie ma ustawowego narzędzia, które wymusiłoby kooperację.
Prof. Piątek twierdzi też, że ustalanie kosztów jest dla operatora dominującego procesem długotrwałym i czasochłonnym. Dlatego regulator, czyli URT, powinien mieć możliwość odwołania się do doświadczeń zagranicznych przy ustalaniu tych kosztów i ustalaniu stawek. Ustawa tego nie przewiduje, ale "na szczęście jest rozporządzenie ministra łączności z 1999 r.", które można wykorzystać.