Szeptel zrezygnuje niemal ze wszystkich swoich projektów inwestycyjnych, wyprzeda aktywa i skupi się na sieci lokalnej w łomżyńskiem.
Od połowy września, kiedy Bank Pekao wypowiedział kredyty o wartości 14 mln zł, nad Szeptelem coraz wyraźniej wisi widmo bankructwa. Wartość zadłużenia, które Szeptel miał zwrócić bankowi do 6 października, przewyższa znacznie przychody spółki za pierwsze półrocze (ok. 9 mln zł). Co prawda prezes Szeptela Cezary Przybysławski podjął negocjacje z bankiem, ale do tej pory nie przyniosły one wymiernych efektów.
Szeptel nie zdołał też pozyskać pieniędzy na inwestycje. Do tej pory nie udała się zapowiadana trzy miesiące temu emisja papierów dłużnych o łącznej wartości do 40 mln zł. W wywiadzie dla PAP, prezes Przybysławski przyznał, że jego plan ratowania spółki rozpadł się jak domek z kart. - Z powodu niepowodzenia dotychczasowej strategii inwestycyjnej musimy pomyśleć o powrocie do źródeł, czyli skupić się na linii stacjonarnej w Szepietowie - powiedział Przybysławski.
To oznacza, że spółka ostatecznie porzuca plan ogólnopolskiego rozwoju na rynku transmisji danych, który prezes Przybysławski przedstawił w lipcu tego roku. Jego poprzednicy nie zrealizowali jeszcze bardziej ambitnego planu wybudowania w ciągu trzech-czterech lat kosztem 140 mln dol. ogólnopolskiej sieci światłowodów. Przybysławski zamierzał więc, mimo kłopotów finansowych, kontynuować przynajmniej inwestycję w nowoczesny światłowód na trasie Białystok-Warszawa, uruchomić odcinek z Chrzanowa do Czech i dokończyć budowę linii z Warszawy do Chrzanowa. Tegoroczne inwestycje światłowodowe w magistralę północ-południe miały kosztować ok. 40 mln zł.
Teraz okazało się, że te plany także są już nierealne. Prezes Przybysławski uważa jednak, że spółka w dalszym ciągu ma szansę na przetrwanie. Główny argument jest prosty: mimo stosunkowo niskiego zadłużenia (36 mln zł), posiada ona majątek szacowany przez prezesa na 130 mln zł. Brakuje tylko gotówki na uregulowanie bieżących płatności dla wierzycieli. - Nadal rozmawiamy z Pekao. Aby spłacić kredyt, planujemy sprzedać sieć lokalną w Białymstoku - dodał szef Szeptela. Jego zdaniem na sieć, która ma obecnie 500 abonentów, jest dwóch chętnych, zaś spółce uda się pozyskać w ten sposób 5 mln zł.
Szeptel będzie chciał też sprzedać lub wydzierżawić prawie wszystkie części planowanej ogólnopolskiej sieci szkieletowej, które zdołał wybudować. - Rozmawiamy z czeskim operatorem międzynarodowym o współpracy w wykorzystaniu naszej sieci - powiedział Przybysławski. Spółka zatrzyma dla siebie tylko światłowód Warszawa - Białystok i rentowną sieć stacjonarną w Szepietowie. Teraz Szeptel ma w okolicach Łomży 21 tys. abonentów, którzy zapewniają mu trzy czwarte z wynoszących średnio 1,7 mln zł miesięcznie przychodów spółki.
Przybysławski przyznaje, że z finansowania Szeptela wycofali się jego główni akcjonariusze - BRE Bank oraz BGŻ. Według prezesa żadna z tych instytucji nie chciała słyszeć o dokapitalizowaniu telekomunikacyjnej spółki. - Zwracaliśmy się do banków-akcjonariuszy o wsparcie, ale bez rezultatu - powiedział prezes Szeptela. Mimo bardzo trudnej sytuacji podtrzymał on zapowiedzi, że od stycznia 2003 r. spółka, która w pierwszym półroczu 2002 r. straciła netto 10 mln zł, zacznie generować zysk operacyjny.
Na dłuższą metę Szeptel chciałby odbudować swą potęgę, przystępując do tworzonej Krajowej Grupy Telekomunikacyjnej, mającej stanowić alternatywę dla Telekomunikacji Polskiej. - Staramy się zaistnieć w tej grupie, ale jednym z warunków uczestniczenia w niej jest oddłużenie Szeptela - nie ma złudzeń prezes Przybysławski.