Huawei walczy o polski rynek jak prawdziwy lew. Tuż przed globalną premierą serii P40 redakcje technologiczne otrzymały tajemnicze skrzynie, które można było otworzyć w momencie rozpoczęcia streamingu. Oczywiście wszyscy „oszukali” system i otworzyli swoje skrzynie znacznie wcześniej. Huawei oszukał system podwójnie i dwóm redakcjom wysłał tydzień wcześniej, więc czuliśmy się nieco oszukani, ale i tak warto docenić, że polscy redaktorzy mają już „sample” i mogą rozpocząć pierwsze testy. Z nowym P40 spędziliśmy już kilkadziesiąt pierwszych godzin. Nasze pierwsze wrażenia można podsumować w następujący sposób: P40 Pro to prawdziwe cacko, ale szkoda, że nie ma usług Google. Tak też ocenia go większość recenzentów na całym świecie.
Wraz z naszym testowym P40 Pro, na rynku debiutuje także tańszy P40 oraz droższy P40 Pro+, który wejdzie do sprzedaży w Polsce w czerwcu. Smartfony te wyglądają podobnie, ale różnią się wielkością ekranu (P40 ma mniejszy wyświetlacz) oraz ilością kamer z tyłu obudowy (od 3 w P40, przez 4 w Pro, do 5 w Pro+).
Według mnie, Huawei P40 to jeden z najładniejszych smartfonów z systemem Android. Mieliśmy szczęście i nam trafiła się chyba najładniejsza wersja kolorystyczna - srebrny mat. Pomysł na mat jest wzorowany na zeszłorocznych iPhonach. Wyspa z kamerami jest ogromna, ale wygląda bardzo atrakcyjnie. Niektórym pewnie nie spodoba się to, że wyspa wystaje z obudowy, ale przy takich parametrach kamer jest to zrozumiałe.
Przód obudowy „oblewa” wyświetlacz nazwany Quad-Curve Overflow Display. Oblane są nawet rogi, co zdarza się chyba po raz pierwszy. Wygląda to bardzo ładnie, ale może obniżać wytrzymałość telefonu przy upadku. Telefon ma normalne ramki (wbrew wcześniejszym wyciekom zdjęć), ale są dużo mniejsze niż w najdroższym iPhone z zeszłego roku (do tego smartfonu Huawei porównywał na prezentacji swojego flagowce). Gładkie powierzchnie mają ułatwiać korzystanie z gestów ekranowych.
Tył P40 Pro jest wykonany ze szkła, ale w wersji Pro+ obudowa jest ceramiczna. P40 Pro waży sporo – 209g. Pro+ będzie jeszcze cięższy.
Obudowa jest zgodna z normą IP68. W P40 norma to IP53.
P40 Pro jest sprzedawany w 3 kolorach (czarny, złoty i srebrny), a Pro+ w dwóch – białym i czarnym.
Samo zakrzywienie ekranu na boki niekoniecznie do mnie trafia, ale sam wyświetlacz Flex OLED ma świetną jakość. Jego wielkość to 6.58 cala w proporcjach 19.8 do 9. Rozdzielczość jest wystarczająco duża - to 2640x1200 pikseli, co daje nam gęstość na poziomie 441 PPI.
Wspaniałą nowością jest odświeżanie 90 Hz (choć teraz niektóre flagowce wspierają już 120 Hz). Odświeżanie zmniejszać do standardowych 60 Hz – wówczas zaoszczędzimy trochę energii.
Ekran ma niestety bardzo duże wycięcie na kamerę selfie i zestaw czujników. Na dole jest czynnik linii papilarnych kolejnej generacji. Rzeczywiście jest superszybki – szybszy niż u konkurencji i szybszy niż w poprzednich smartfonach Huawei.
Huawei nowe procesory wprowadza w serii Mate, więc w tegorocznej serii P40 znajdziemy znanego już nam Kirina 990. W AnTuTu nasz testowy P40 Pro przekroczył 450K punktów, co oznacza, że jest tak szybki jak zeszłoroczny Note 10+. Najnowszy Mi 10 z najnowszym Snapdragonem 865 podobno przekracza już 600K punktów.
Sama moc to nie wszystko. P40 Pro obsługuje także 5G SA i NSA oraz najnowsze WiFi 6 (z pasmem 160 Mhz, z teoretyczną prędkością do 2.4 Gbps). RAM ma wielkość 8GB, a pamięć to 256 GB.
EMUI 10.1.0 to jednak z najbardziej rozbudowanych i dopracowanych nakładek w smartfonach z Huawei. Reprezentuje ona poziom ONE UI Samsnga i ma znacznie więcej funkcji niż nakładka Xiaomi. W P40 Pro jest oparta na systemie Android 10. Jak wiedzą już chyba wszyscy, EMUI nie ma dostępu do pakietu usług Google. Ten dostęp został zablokowany decyzją polityczną i w każdej chwili decyzja polityczna może go odblokować. Na razie jednak usług Google nie ma i jest to jedyna poważna wada tego smartfonu. Fan Huawei, który zdecyduje się na zakup P40 Pro ma posiłkować się aplikacją Phone Clone, instalowaniem aplikacji ze stron deweloperów oraz instalacją programów z niezależnych sklepów. Jest to utrudnienie i trzeba mieć tego świadomość.
Mi z nowości w nowym EMUI najbardziej podoba się boczny pasek, który wspiera multitasking oraz dobrze działające gesty ekranowe. Nie działają natomiast w ogóle nowe „powietrzne” zdalne gesty.
P40 Pro ma główną kamerę z obiektywem o jasności 1.9 z optyczną stabilizacją obrazu OIS. Kamera ta wykorzystuje matrycę 50 MP. Ultraszeroki kąt ma matrycę 40 MP, a jasność tego obiektywu jest większa niż głównego – światło to 1.8. Obiektyw ten nie ma OIS.
Jest także teleobiektyw teleskopowy z powiększeniem 5X. Obiektyw ten wykorzystuje matrycę 12 MP i ma optyczną stabilizację obrazu. Jest ciemny – światło to 3.4.
Na wyspie kamer jest także czujnik badający temperaturę kolorów oraz kamera odpowiadająca za badanie głębi – czujnik/kamera ToF.
W droższej wersji Pro+ są 2 teleobiektywy – jeden powiększający 10X, a drugi 3X.
Huawei podkreślał na prezentacji, że nowy sensor 50 MP jest teraz znacznie większy od konkurentów. Jego rozmiar to 1/1.28 cala. W modelu S20 Ultra rozmiar to 1/1.33 cala, S20+ ma rozmiar to 1/1.76 cala, a w iPhone 11 Pro Max mamy matrycę 1/2.55 cala. Huawei twierdzi, że oznacza to, że na matrycę Huawei pada o 200% więcej światła niż na matrycę najdroższego iPhone.
Huawei chwali się także, że jego piksele są większe od konkurencji. W nowej serii P40 mają rozmiar 2.44 mikrometra. Pozwala to na stosowanie ISO w zdjęciach nocnych na poziomie 409600. ISO przy wideo to 51200.
Nowością w serii P40 jest także autofocus nazwany Full Pixel Octa PD AutoFocus. Ma on być znacznie szybszy, gdy mamy do dyspozycji niewiele światła.
W samej aplikacji aparatu część zaprezentowanych funkcji nie jest jeszcze dostępna – smartfon niebawem ma sam wybierać najlepsze ujęcia i usuwać ze zdjęcia niepotrzebne elementy (przechodzące osoby lub odbicia w szybie). Mi w P40 Pro nie podobał się suwak do obsługi powiększeń - szkoda, że nie ma po prostu pól do wybierania obiektywów, tak jak jest to dostępne w iPhone.
Brawa należą się dla Huawei za przednią kamerę. Zdjęcia selfie z matrycy 32 MP mają bardzo dobrą jakość. Przednia kamera pozwala także na nagrywanie wideo 4K.
Jeśli chodzi o jakość zdjęć, to zgodnie z przewidywaniami, jest zachwycająca – i to zarówno w dzień, jak w i nocy (tryb nocny daje czadu). Oczywiście zdjęcia z obiektywu ultraszerokokątnego są nieco gorszej jakości niż z głównego, ale i tak nie jest źle. Nowy P40 Pro świetnie nagrywa także filmy 4K 60 fps. Huawei nie zaryzykował wprowadzenia nagrywania 8K – zapewne zeszłoroczny Kirin 990 by sobie z tym nie poradził.
Jeśli chodzi o powiększenie 50X to jest to wyłącznie marketingowy bajer – jakość jest „straszna”.
Pliki wynikowe JPG zajmują od 10 do 20 MB w pamięci. To sporo, ale świadczy o tym, że Huawei nie chce używać mocniejszej kompresji, aby fani mobilnej fotografii mieli lepszy materiał źródłowy np. do obróbki lub kadrowania na komputerze.
Na ocenę działania baterii jest jeszcze za wcześnie, ale z zasilaniem telefonu Huawei od dawna nie mają żadnych problemów. Bateria w P 40 Pro to 4200 mAh. W P40 jest mniejsze ogniwo o pojemności 3800 mAh. Huawei obsługuje szybkie ładowanie – i to zarówno przewodowe, jak i bezprzewodowe. Jeszcze do niedawna wydawało się, że ładowanie bezprzewodowe nie dorówna ładowaniu przez kabel. W P40 Pro możemy ładować naszego chińskiego flagowca bezprzewodowo z mocą 27 W. Gdy chcemy oszczędzać energię w naszym smartfonie to powinniśmy wyłączyć odświeżanie 90 Hz oraz tryb Always on Display.
Huawei P40 Pro jest dostępny w bardzo dobrej przedsprzedaży. W komplecie dostajemy zegarek, a gdy oddamy nasz stary telefon, to uzyskamy dodatkowo obniżenie ceny o 1000 zł. Model Pro można więc kupić za około 3300 zł. To nadal sporo za urządzenie, w którym musimy trochę się „nakombinować”, aby otrzymać komplet aplikacji, które w innych smartfonach pobieramy kilkoma kliknięciami w sklepie Google. Huawei P40 Pro to mistrz fotografii i mistrz designu stworzony dla największych fanów chińskiej marki. Huawei twierdzi, że takich osób jest wiele. Rynek to oczywiście zweryfikuje. W związku z nową strategią Huawei, P40 Pro będzie zapewne w miarę szybko taniał, więc grono wielbicieli zainteresowanych zakupem tego flagowca może urosnąć. Trzeba jednak pamiętać, że „fotograficzny potwór” P40 Pro trafia na rynek w bardzo ciężkim momencie dla całego świata. Koronawirus to niestety kolejny cios dla chińskiej marki, która próbuje za wszelką cenę utrzymać swoją sprzedaż na satysfakcjonującym poziomie. My cały czas mamy nadzieję, że Huawei dogada się z USA i pełny ekosystem Google wróci do najlepszych fotograficznych smartfonów.