Premiera najnowszych flagowców Xiaomi chyba od dawna nie była tak wyczekiwana. Tym razem jednak nie chodzi o same smartfony, ale o ich cenę. Do tej pory najdroższe urządzenia chińskiego giganta były wyraźnie tańsze od konkurencji, teraz ma się to zmienić. W chwili pisania tego tekstu nie znamy jeszcze polskich cen, ale znane są już europejskie – wynoszą 799 euro za Mi 10 i 999 euro za Mi 10 Pro. To daje nam odpowiednio ponad 3600 i 4500 zł, ale oczywiście polski oddział może je skalkulować nieco inaczej. Dla porównania – Mi 9 debiutował na naszym rynku w cenie 1999 zł… Tanie flagowce od Xiaomi odchodzą najwyraźniej w zapomnienie i mówiąc szczerze wcale mnie to nie dziwi. Po pierwsze firma konsekwentnie rozdziela swoje marki – pozycjonując Redmi na półce niższej i średniej, a Mi na półce najwyższej. Po drugie, czas tanich urządzeń niezależnie od firmy zawsze kończy się wraz z wykrawaniem coraz większej części rynkowego tortu, wystarczy przypomnieć sobie Huaweia. Jego topowe smartfony też na początku były korzystniej wycenione niż konkurencji, by po kilku latach zrównać się z nimi. I po trzecie, skoro już przy Huaweiu jesteśmy. Xiaomi najwyraźniej chce wykorzystać słabość rywala związaną z brakiem dostępu do aplikacji Google i przejąć jego klientów, także tych najbardziej wymagających, z półki premium. W biznesie nie ma sentymentów.
Na szczęście nie jest tak, że firma korzysta tylko z rynkowej sytuacji, nie dając w zamian nic od siebie. Mi 10 którego używam od kilku dni, jest nie tylko zdecydowanie najlepszym smartfonem Xiaomi jaki kiedykolwiek gościł w mojej kieszeni, ale też jest po prostu jednym z najlepszych smartfonów w ogóle, z jakich przyszło mi korzystać. Tyle, że przed tak wysoko wycenionym telefonem należy stawiać równie wysokie wymagania – tu nie ma już mowy o taryfie ulgowej. Zobaczmy więc, czy Mi 10 jest w stanie im sprostać i jak na jego tle, zwłaszcza w aspekcie fotografii, wygląda tańszy Mi Note 10, dysponujący podobnym zestawem obiektywów, ale o wiele słabszym procesorem. Spoiler alert – będzie ciekawie.
Wykonanie Mi 10 to najwyższa półka. Aluminiowa rama oddziela dwie tafle szkła, ochrona ekranu to Gorilla Glass 5 generacji. Dość mocno opada on na boki, przez co nawigowanie gestami jest bardzo łatwe i przyjemne. Dzięki takiemu zabiegowi praktycznie nie widać też bocznych ramek, ale za to jesteśmy narażeni na niewielkie odbicia refleksów światła. Obiektywy aparatów dość mocno wystają ponad plecy urządzenia, przez co chybocze się ono na boki, gdy leży na płaskiej, twardej powierzchni. Niestety nie wiemy, czy w pudełku znajdziemy etui, dostaliśmy do testów tylko sam telefon. Przyciski do włączania i regulacji głośności umieszczono na prawym boku, klikają się bardzo przyjemnie, na lewym boku nie mamy nic, na dole jest wejście USB-C, głośnik (drugi umieszczono w głośniku do rozmów, mamy więc do czynienia z dźwiękiem stereo, doskonałej zresztą jakości) i pojedynczy slot na kartę SIM. Nie ma slotu na kartę pamięci, szkoda też, że nie ma wejścia mini-jack na słuchawki. Na górnej krawędzi mamy diodę IR dzięki której możemy zamienić nasz telefon w pilota do domowych urządzeń (jest już wbudowana aplikacja Pilot Mi). Testowy egzemplarz jest w bardzo ładnym stalowo-niebieskim kolorze. Telefon jest ciężki, waży 208 g, i duży, wymiary to 162.6 x 74.8 x 8.98 mm. Dzięki zaobleniom na bokach dość dobrze wpasowuje się w dłoń, jednak sięgnięcie kciukiem do górnej belki bez zmiany chwytu jest po prostu niemożliwe.
Niestety nigdzie nie znalazłem informacji o spełnianiu przez Mi 10 normy IP67 bądź 68. Zakładam, że producent pochwaliłby się, gdyby w końcu jego topowe urządzenie ją miało. Zaryzykujmy więc stwierdzenie, że jej nie ma i jeden z większych minusów telefonów Xiaomi wciąż jest obecny. Dawniej można było na to przymknąć oko, ale w tej cenie to niestety bardzo duży brak.
Dla porównania – Mi Note 10, o którym pisaliśmy już tu, jest nieco mniejszy, nieco grubszy i równie ciężki.
Duży, 6.67 calowy panel wykonano w technologii AMOLED. Rozdzielczość to FHD+ (1080 x 2340 pikseli), proporcje 19.5:9, zagęszczenie wynosi 386 pikseli na cal. Jest doskonałej jakości, z pięknymi kolorami, głęboką czernią i świetną widocznością nawet w pełnym słońcu. Wisienką na torcie jest jego 90 a nie 60 Hz odświeżanie. To w połączeniu z najwydajniejszym procesorem Qualcomma daje wrażenie niesamowitej wręcz szybkości połączonej z genialną płynnością. Dobrze, że Xiaomi nie zdecydowało się na 120 Hz odświeżanie, z mojego doświadczenia wynika, że różnicy w płynności między 90 a 120 Hz praktycznie nie ma, za to jest olbrzymia w drenowaniu baterii, która przy wyższej wartości wręcz niknie w oczach. Oczywiście można wybrać odświeżanie 60 Hz, tu też działanie telefonu jest doskonałe, a czas pracy na baterii ulegnie wydłużeniu.
W ustawieniach możemy zmieniać temperaturę kolorów ekranu (domyślne, ciepłe, chłodne) oraz ich nasycenie (tryb automatyczny, nasycony, oryginalny), możemy też zmieniać gamę kolorów (ulepszenie, oryginalny, P3, sRGB) i bawić się np. kontrastem, odcieniem czy nasyceniem.
Czytnik linii papilarnych w ekranie pracuje bardzo sprawnie i szybko, praktycznie się nie myli i nie ma problemów z odczytaniem naszego palca. Oczywiście można też odblokować telefon twarzą, najlepiej w tym celu ustawić sobie opcję automatycznego wybudzania ekranu po podniesieniu.
Porównując ekran do tego w Mi Note 10 – podstawowe parametry są podobne, ale 90 Hz odświeżanie zdecydowanie przemawia na korzyść Mi 10.
Topowy procesor Qualcomma – Snapdragon 865 z grafiką Adreno 650 w połączeniu z 8 GB RAM i 128 GB pamięci w standardzie UFS 3.0 robi z Mi 10 wydajnościowego potwora. Szybkość stoi na najwyższym poziomie, nie ma mowy o zacięciach, zamyśleniach, spowolnieniach, w dodatku wszystko dzieje się super płynnie. Korzystanie z niego będzie dla każdego smartfonowego maniaka czystą przyjemnością. W AnTuTu Benchmark Mi 10 wykręca 579595 pkt.
Telefon, co jeszcze jest rzadkością, obsługuje już częstotliwość 5G. WiFi jest oczywiście dwuzakresowe, Bluetooth 5.1, lokalizacja obejmuje A-GPS, GLONASS, Beidou, Galileo, QZSS. Udało mi się sprawdzić ją podczas krótkiej rowerowej przejażdżki i nie zgłaszam żadnych zastrzeżeń, moja pozycja została zlokalizowana szybko a trasa poprowadzona dokładnie.
W telefonie znajdziemy Androida 10 (w naszym Mi Note 10 wciąż jest Android 9), przykrytego nakładką MIUI 11. Poprawki bezpieczeństwa w chwili pisania tekstu były z marca. O nakładce MIUI pisaliśmy już wiele razy i nie rożni się ona wiele od starszych wersji. Z rzeczy podstawowych – mamy do dyspozycji gesty, ciemny motyw interfejsu, możliwość wyboru wielu rodzajów tapet, motywów czy grafik Always on Display a nawet umieszczenia na nim zrobionego przez nas zdjęcia. Z rzeczy użytecznych – jest Game Turbo, czyli przestrzeń gier, w które gra się zresztą rewelacyjnie, przetestowane na PUBG na najwyższych ustawieniach. Jest druga przestrzeń, czyli miejsce w którym możemy ukryć przed wzrokiem niepowołanych zdjęcia czy programy bądź stworzyć np. profil służbowy na prywatnym urządzeniu. Jest tryb projekcji, czyli udostępniania zawartości ekranu na zewnętrznym monitorze. I z rzeczy drobnych, ale jakże użytecznych – informacje o nieodebranych połączeniach, SMS-ach itp. pojawiają się na górnym pasku i już tam zostają a nie znikają same po kilku sekundach, jak było to w starszych modelach. Kto chce się bawić w wybór różnych ustawień będzie mógł spędzić ze swoim Mi 10 długie godziny, ale jeżeli ktoś tego nie lubi, też nie będzie miał żadnych problemów, bo telefon po wyjęciu z pudełka po prostu działa i wszystko w nim jest tak, jak być powinno.
Mi 10 ma zestaw czterech aparatów z tyłu i jednego z przodu. To: 108 MP sensor główny ze światłem 1.7, PDAF, OIS; 13 MP obiektyw szerokokątny f2.4; oraz dwa 2 MP obiektywy: makro i wykrywania głębi. Maksymalny zoom wynosi 10x. Aparat do selfie ma 20 MP ze światłem 2.0. Na papierze to mówiąc szczerze trochę rozczarowujące combo, sporo uboższe od tego, które znamy z Mi Note 10. Tam obiektyw główny ma również 108 MP, ale prócz niego mamy 5 MP teleobiektyw, który obsługuje 10-krotny zoom hybrydowy i 50-krotny zoom cyfrowy, 12 MP aparat portretowy z 2x zoomem optycznym, 20 MP aparat szerokokątny i 2 MP aparat makro. Oczko do selfie ma 32 MP ze światłem 2.0. To dość zaskakujące różnice, zważywszy różnicę w cenie obu tych telefonów.
Ustawienia interfejsu są podobne, na dole ekranu mamy m.in. slow-motion (w Mi 10 to jedynie 120 FPS, w Mi Note 10 960 FPS), krótkie wideo, możliwość zrobienia zdjęcia w maksymalnej, 108 MP rozdzielczości, portret, tryb nocny czy bardzo rozbudowany tryb Pro. Na górze jest tryb HDR, włączanie AI czyli sztuczne inteligencji, makro czy filtry.
Przechodząc zaś do jakości. Różnica w zoomie na korzyść Mi Note 10 jest oczywista i nie wymaga większego komentarza. Zdjęcia z głównego obiektywu są dość podobne (Mi 10 ma nieco węższy kadr), ale te z Note 10 wydają się jaśniejsze. I tu i tu szczegółowość jest rewelacyjna, ale nasycenie kolorów znów bardziej przemawia do mnie w tańszym modelu. Zdjęcia nocne w ciemniejszej scenerii lepiej wychodzą w Mi Note 10, przy miejskich lampach ujęcia są podobne. Jedyna przewaga Mi 10 jaką byłem w stanie zauważyć, to zachowanie naturalnych kolorów nieba przy kontrastowych ujęciach, podczas gdy Note zupełnie je przepalał…
Inną sprawą jest działanie aplikacji foto. Słabszy procesor w Mi Note 10 ewidentnie sobie nie radzi z tak dużą matrycą, zapisywanie fotografii trwa bardzo długo, więc jeżeli będziemy chcieli wykonać jedno zdjęcie po drugim, może nam się nie udać. Interfejs czasami się „zamraża” i nie reaguje na dotyk, musimy wyjść z aplikacji i ponownie w nią wejść, by wszystko zadziałało poprawnie. W Mi 10 wszystko działa idealnie.
Filmy w Mi 10 nagramy w rozdzielczościach 8K, 4K (30 i 60 FPS) FHD i niższych. Nagrania w 8K są złej jakości, 4K i FHD doskonałej, świetnie stabilizowane (jest opcja włączenia dodatkowej stabilizacji), ostrość przy zmianie ekspozycji łapana jest błyskawicznie a dźwięk bardzo dobrze zbierany.
Mi Note 10 nie potrafi nagrać filmów ani w 8K ani w 4K 60 FPS a jedynie w 4K 30 FPS, FHD 30 i 60 FPS i niższych. I choć potrafi mniej, to to co robi, robi bardzo dobrze.
Ogniwo ma pojemność 4780 mAh. Mamy możliwość ładowania indukcyjnego, szybkiego ładowania (niestety nie dostaliśmy pudełka, nie wiemy więc jaką pojemność ma oryginalna ładowarka). Szybką ładowarką Huaweia napełniałem ją mniej więcej w godzinę. Jest także możliwość ładowania zwrotnego i podładowania np. innego telefonu czy słuchawek bezprzewodowych. Przy włączonym 90 Hz odświeżaniu musiałem ładować Mi 10 średnio co półtora dnia, przy czasie pracy na włączonym ekranie oscylującym między 5 a 6h.
Xiaomi Mi 10 jest urządzeniem bardzo udanym, ale głównie kontynuującym to, z czego seria Mi od zawsze była znana. Myślę tu o rewelacyjnej wydajności i wysokiej kulturze pracy. Do tego dochodzi teraz fantastyczny ekran, doskonałe wykonanie, świetny dźwięk stereo i obsługa sieci 5G. Fotografie stoją także na flagowym poziomie, tyle, że moim zdaniem lepsze zdjęcia zrobimy… tańszym Mi Note 10. Rozumiem, że Xiaomi chciało jakoś rozróżnić zwykłą wersję Mi 10 od droższej Pro, i to właśnie dla niej zarezerwowało bogatszy zestaw aparatów. Z jeszcze innej strony można też potraktować Mi Note 10 jako poligon doświadczalny przed wprowadzeniem 108 MP matrycy do flagowych modeli z wydajnym procesorem. Bo ewidentnie Snapdragonowi 730 z Mi Note 10 brakuje mocy obliczeniowej do jej sprawnej obsługi. Odstawiając już jednak na bok dywagacje nad taką a nie inną polityką Xiaomi, poza brakiem wodoszczelności trudno coś Mi 10 zarzucić. To świetne urządzenie, a kto chce mieć telefon jeszcze lepszy, będzie musiał po prostu dopłacić do wersji Pro.